środa, 1 sierpnia 2012

Rozdział 14 : Weekend

Wiem, że oczekiwaliście jakiejś akcji z Danielle i Liamem, ale nie chciałam tak szybko zmieniać tematu. Na razie wszystko jest w temacie ciąży Elizabeth. Jak widzicie nie skończę tego w piętnastu rozdziałach jak planowałam, z resztą wy nie chcecie abym w ogóle kończyła.  Nie wiem jeszcze ile będę pisała to opowiadanie. Myślę już o następnym. Jednak spodziewajcie się jeszcze co najmniej trzech rozdziałów. 
Dziękuję za komentarze, które tak naprawdę dają mi kopa do pisania dalej. Wiem że akurat w tym rozdziale praktycznie się nic nie dzieje, ale oczekuję waszej opinii PAMIĘTAJCIE o komentarzach.  
Jeśli macie jakieś pytania to piszcie na :
~*~

Wyobrażacie sobie co ja przeżywałam przez cały weekend ? Byłam sam na sam z Harrym, po za miastem. Postanowiliśmy wykorzystać piękną pogodę i wyjechać nad jezioro. Wszystkim zajął się oczywiście Hazz. Wynajął działkę z domkiem nad samą wodą. Innymi słowy prywatna plaża. Przed wyjazdem dokładnie się spakowałam. Harry stał się bardziej opiekuńczy.
- A krem z filtrem spakowałaś ? - zapytał , stojąc przed swoim bagażem.
- Tak, jest w niebieskiej kosmetyczce - krzyknęłam z łazienki, stojąc nad umywalką i pakując kosmetyki Harrego.
- Dobrze że mam Ciebie - nawet nie wiem kiedy się przyczłapał, szepnął mi do ucha i oparł głowę na moim ramieniu, oplatając delikatnie mój brzuch swoimi masywnymi dłoniami.
- Oj już się tak nie przymilaj - spojrzałam w lustro, widząc jego uśmiechniętą mordkę, wolną dłonią sięgnęłam do jego policzka i potarłam go kciukiem.
- Jestem najszczęśliwszym facetem pod słońcem - zapewnił, głaskając mój brzuch - Wiesz czytałem dużo o ciąży - kontynuował - i chcę być przy porodzie - oświadczył w końcu.
- Dobrze - potwierdziłam uśmiechem - ale najpierw czeka nas dziewięć ciężkich miesięcy, nie zapominaj - upomniałam - a teraz sprawdź czy spakowałeś kąpielówki - poleciłam, odwracając się przodem do Niego i wskazałam walizkę.
- Najważniejszego bym zapomniał - chwycił się za głowę i ruszył w kierunku szafy, a ja zachichotałam.
Ubrana i gotowa z mapą w ręku zeszłam na dół, Hazz w tym czasie zajął się walizkami. Poszłam do kuchni i wybrałam numer do Nate'a. Już po pierwszym sygnale odebrał:
- Halo ? -zabrzmiało w głośniku.
- Cześć Nate - beztrosko przywitałam się z dawnym szefem. Kilka dni po tym jak postanowiłam wrócić do Londynu i do Harrego, pojechałam zamknąć wszystkie stare sprawy. Pogodziłam się z Iris, lecz ona nadal miała mi za złe że rzuciłam wszystko dla ukochanego.  Odeszłam z pracy, jednak Nate prosił bym została z nim w stałym kontakcie. Co jakiś czas albo on, albo ja dzwoniliśmy do siebie. 
- Eli, co tam słychać ? - zapytał wyraźnie zadowolony.
- W porządku, wybieramy się z Harrym nad jezioro, na cały weekend - opowiedziałam mu o miejscu do którego się wybieraliśmy, tak jak to mi sam Styles przekazał.
- To świetnie ! - ceniłam w nim to nastawienie pełne entuzjazmu, myślę że dodawało mi to trochę energii - Ja nie wiem co będę robił - posmutniał.
- Jak to ? - zapytałam zdziwiona - Andy nie ma planów ? 
- No właśnie, uszykował jakąś niespodziankę i nie chce mi powiedzieć - tak, Nate jest gejem. Dowiedziałam się tego stosunkowo niedawno, kiedy zwierzał mi się z problemów w związku. Zadzwonił wtedy taki smutny i wkurzony, pomogłam mu. On z resztą nie raz ratował mi tyłek. Zawsze wiedziałam że taki przyjaciel to skarb.
- Nie martw się, niespodzianki są cudowne. Daj mu działać ! - poradziłam.
- Ale wiesz przecież że ja nie lubię jechać w nieznane - poskarżył się.
- Spokojnie będzie fajnie, zobaczysz !  - zapewniłam - Dobra muszę już kończyć - oznajmiłam kiedy usłyszałam dźwięk otwierających się drzwi.
- Miłego weekendu - usłyszałam w słuchawce i rozłączyłam się.  Schowałam telefon do tylnej kieszeni szortów i pchnęłam białe , kuchenne drzwi. Harry siedział na kanapie w salonie, w ręce miał jakieś urządzenie. Gdy mnie ujrzał zaśmiał się.
- O co chodzi ? - zapytałam oburzona.
- Po co Ci ta mapa kochanie ? - wykrztusił rozbawiony.
- Żebyś się nie zgubił kapitanie - odpowiedziałam, myśląc logicznie.
- Otóż - zaczął tonem naukowca, poderwał się i ruszył w moją stronę - pewien mądry człowiek wynalazł elektroniczną nawigację - stanął naprzeciwko  mnie niczym hostessa z supermarketu, prezentując swój produkt jako towar najlepszej jakości - A ja, człowiek dobrze zarabiający, skorzystam z tego wynalazku - inteligentnie zakończył swój monolog, a mi zabrakło argumentów.
- Dobrze więc, człowieku chodźmy do samochodu - poddałam się i ruszyłam w stronę wyjścia.
 Hazz zamknął willę na cztery spusty i ustawił alarm. Ruszyliśmy w drogę. 
"Za 500 metrów skręć w lewo!" ; "Za 250 metrów skręć w prawo!" ; "3 kilometry prosto" ; "Uwaga radar!" - i tak non stop. Myślałam że zaraz się wścieknę. Aby nie wybuchnąć postanowiłam podziwiać malownicze krajobrazy za oknem. Droga była dość krótka, około półtorej godzinki. Muszę przyznać że Sarah, jak nazwał ją Harry, doprowadziła nas do celu, bez większych problemów. Hazz też nie szalał (tak jak czasem na mieście), jechał ostrożnie. Dobrze wiedział że ma pod swoimi skrzydłami ciężarną kobietę (choć jeszcze tego nie było widać, na całe szczęście). Nikt jeszcze nie wiedział o dziecku.
Byliśmy na miejscu. Działka była piękna, wręcz bajkowa. Pełno drzew, krzewów, klombów z kwiatami, a domek był solidny, drewniany, śliczny. Wnętrze było przytulnie urządzone. Oczywiście standard salon z wyjściem na taras i aneksem kuchennym, łazienka połączona z pokojem gościnnym i sypialnia z osobną toaletą. Po odstawieniu walizek poszliśmy na taras z którego od razu wchodziło się na złocisty piasek. Zwinnie ściągnęłam granatowe balerinki, Harry zrobił to samo ze swoimi trampkami. Patrząc głęboko w moje oczy, podał mi dłoń i pociągnął na plażę. Usiedliśmy nad brzegiem, nie patrząc na to czy się ubrudzimy. Oparłam głowę na jego ramieniu a on oplótł moją talię. Podziwialiśmy tak chwilę w milczeniu taflę jeziora.
- Może urządzimy przyjęcie ? - zapytałam, nagle jakby mnie olśniło.
- Dobry pomysł - pochwalił - i wtedy powiemy wszystkim o ciąży - dopowiedział.
- Tak, myślę że to najlepszy sposób - stwierdziłam. 
- Nie mam nic przeciwko, a co z naszymi rodzinami? - sama jeszcze nie wiedziałam. 
- Zastanawiam się właśnie czy ściągnięcie ich aż tutaj ma sens - wyjawiłam. 
- Moi daleko nie mają, ale Twoim trzeba by było załatwić samolot, ochronę, podróż - wyliczał Hazz - ale jeśli chcesz to oczywiście da się zrobić - uśmiechnął się.
- Raczej wypadałoby tak zrobić - poprawiłam. Miałam wątpliwości, ale wiedziałam że mama powinna wiedzieć już dawno. Jednak z drugiej strony sama dowiedziałam się kilka dni temu. Powinnam zadzwonić. 
- Nie ma sprawy sweetie - złożył pocałunek na moich włosach - Jesteś może głodna ? - zapytał po chwili. 
- A co chciałbyś zrobić mi obiad ? - zachichotałam.
- Wątpisz w moje zdolności kulinarne ? - lekko oburzony odchylił się by sprawdzić moją reakcję.
- Jakbym śmiała - znów się zaśmiałam. 
- Jeszcze Ci pokaże ! - odszczekał się. I udał naburmuszonego, krzyżując ręce na klatce piersiowej.
-  Ej Harry - zmusiłam go żeby spojrzał na mnie - żartowałam - i cmoknęłam go w usta. Widocznie było mu mało bo uchwycił moją twarz w dłonie i pocałował namiętnie. Odchyliłam się do tyłu, kładąc się na piasku, Loczek w obawie przed bolesnym upadkiem, potrzymał moje plecy. W przerwie, między kolejnymi pocałunkami zaśmiałam się, bo ten matoł przebiegł palcami po moim odsłoniętym udzie, gilgając mnie przy tym. W odwecie przyciągnęłam jego twarz bliżej mojej i kiedy dzieliły nas minimetry, pocałowałam jego czoło. Wykorzystałam moment jego nie uwagi. Teraz ja siedziałam na nim okrakiem i uniosłam jego koszulkę do góry, dobrze wiedziałam gdzie uderzyć. Przeleciałam placami po jego żebrach , od razu wybuch śmiechem.
- Ok....hahahahaha....ok - nie mógł wykrztusić słowa, wierzgał rękami i nogami - hahahaha....dobra...hahahaahah ....poddaję się...przestań! - błagał o litość. Przestałam i poczekałam aż się uspokoi. 
- A co ja będę z tego miała ? - zapytałam zaczepnie.
- Najsmaczniejszy obiad jaki jadłaś - oparł się na łokciach.
- W porządku - zgodziłam się - Daję Ci godzinę - wstałam i zostawiłam go tam, ruszając w stronę domku. Poszłam do sypialni i zamykając drzwi spojrzałam ukradkiem na niego. Zmieszany wchodził na taras.
Postanowiłam odkopać swój telefon. Akurat dzwonił co ułatwiło mi poszukiwania. Danielle dzwoni
- Cześć Dan - przywitałam się.
- Nie uwierzysz - krzyczała wyraźnie uradowana - Liam zadzwonił żeby i chce się spotkać - no nareszcie chłopak przejrzał na oczy.
- To cudownie ! - odpowiedziałam szczerze.
- Tak, tylko czy to nie jest jakiś żart, albo może chce mi powiedzieć że mam mu oddać tą czapkę baseballówkę ? - była przejęta, z resztą kto by nie był.
- Myślę że nie - miałam nadzieję że się pogodzą.
- Dobra to ja będę się szykować, o 17 jesteśmy umówieni - spojrzałam na zegarek była dopiero 14.30, ale wiedziałam jak to jest.
- Powodzenia Dan - życzyłam jej z całego serca. Bałam się tylko jednego że Alice oskubała Liama z pieniędzy i go zostawiła, a ten biedny z podkulonym ogonem będzie błagał o Danielle wybaczenie . Oby ten scenariusz nie był prawdą. Rzuciłam telefon na nasze łóżko, które swoją drogą było ogromne. Postanowiłam się odświeżyć, wypakowałam z walizki kosmetyczkę oraz lekką i zwiewną sukienkę z kwiatowym motywem. Weszłam do łazienki, była przestronna i świetnie zaprojektowana. Na przeciwko wejścia była umywalka nad którą wisiała szafka, po lewej stronie wisiało podłużne wąskie lustro, w rogu stała wanna z hydromasażem i później bidet a obok toaleta. Na wieszakach wisiały ręczniki w kolorze morelowym ,płytki były w kolorze piaskowym, a wszystkie dodatki kolorystycznie komponowały się z resztą. Na wannie stały różne olejki, płyny do kąpania, sole mineralne, aż ciężko było się zdecydować. Czułam że spędzę tutaj co najmniej godzinę.