wtorek, 20 listopada 2012

Rozdział 16 : Wyprowadzka


Hm... co tu dużo pisać, dziękuję za te dwa komentarze, które zmotywowały mnie do pracy. Do tego jestem jeszcze chora, więc znalazłam więcej czasu. Oddaję w wasze ręce rozdział szesnasty i liczę na wasze opinię.

~*~

Łzy leciały strumieniami. Wszystko co znalazło się moich w rękach lądowało w walizce i kartonowych pudłach porozstawianych po całym pokoju. Nasze wspólne zdjęcia, moje rzeczy, mój budzik, ulubiony kubek, przytulanka, pudełko po pierniczkach w którym przechowywałam jakieś drobiazgi, zeszyty, płyty, książki, nawet plakaty ze ścian zrywałam.Prawie całe moje życie miałam spakować w jednej chwili i wywieźć jak najdalej stąd. Nie mogłam powstrzymać płaczu. Byłam cała roztrzęsiona. Dzięki Bogu nie było nikogo w domu. A wszystko przez nich. Jak mogłam w ogóle do tego dopuścić ? Po co ich tam zapraszałam ? Nie miałam pojęcia że tak zareagują. Jak oni mogli nasze dziecko nazwać bachorem ? Przecież ono i Hazz jest teraz całym moim życiem. Jeszcze do niedawna oni też nim byli, od kilku dni już nie są. Nie ja o tym zadecydowałam. To oni to zrobili. Chcieli żebym usunęła ciążę. Jak mogli o tym w ogóle pomyśleć ?
Jestem młoda, tak owszem, miałam plany i marzenia. Chciałam skończyć studia, znaleźć pracę, ułożyć sobie życie z Harrym. Ale wszystko się potoczyło inaczej czy tak trudno to zaakceptować ? Przecież byłam ich córką, nie mogli mnie tak po prostu skreślić. Nie mogli ? Przecież właśnie to zrobili...myśli kotłowały się w mojej głowie, doprowadzając do jej bólu. Z niesamowitą (jak dla ciężarnej) szybkością moje rzeczy trafiały do pudeł. Miałam nadzieję że zdążę. I nagle znajomy dźwięk przekręcanego klucza w zamku, tak dobrze go znałam. Na chwilę zamarłam. Czułam się jak intruz, jak złodziej we własnym domu. Opanowałam wszelkie emocje i łzy. Po chwili wróciłam do wykonywanej czynności. Jak gdyby nigdy nic kolejna bluzka z impetem trafiła do walizki. Musieli mnie usłyszeć, bo matka od razu wbiegła do pokoju, a za nią ojciec rzecz jasna.
- Co ty robisz dziecko kochane ?! - wykrzyczała oburzona.
- Witaj matko , witaj ojcze - oschle się przywitałam unosząc głowę znad szuflady komody - Wyprowadzam się - dodałam.
- Jak to wyprowadzasz ? - zapytał zdziwiony ojciec. A to dobre, najpierw mówi że sobie życie zrujnowałam, że z jakimś niedojrzałym chłopczykiem, dziecko "zrobiłam", a teraz się martwi. 
- Pakuję swoje rzeczy w kartony i walizki, wkładam je do samochodu, zawożę je na lotnisko, później polecą ze mną samolotem, z lotniska odbiorą je odpowiednie powołane do tego osoby i tak oto przebiega proces wyprowadzki - zakończyłam to lekko się śmiejąc.
- Do swojego kochasia ? - zapytał znów z ironią.
- Jeśli masz na myśli ojca mojego dziecka, to tak - odpowiedziałam, nie dając się sprowokować.
-  Rób jak chcesz... - poczułam, że machnął teatralnie ręką, ale nie patrzyłam na niego, zajęta segregacją książek do wyrzucenia i zabrania, myślałam tylko o tym żeby jak najszybciej opuścić to miejsce. Wyszedł, natomiast matka w porównaniu do niego próbowała wzbudzić moją litość. Wylewała łzy, siedząc na pufie ze spuszczoną głową w rogu prawie pustego już pokoju.
- Dlaczego mi to robisz ? - zapytała szeptem po chwili ciszy.
- To ty dokonałaś takiego wyboru - spojrzałam jej prosto w oczy - ja tylko wypełniam Twoją wolę - chwyciłam za telefon, wybrałam numer Nate'a i wysłałam wiadomość, że jestem już gotowa. Sama nie poradziłabym sobie. Nate był jedyną osobą, która obiecała mi pomóc i nie musiałam mu niczego tłumaczyć, bo był na przyjęciu, kiedy wszystko się zdarzyło.
- Nie chcę żebyś nas opuszczała - kiedy usłyszałam to z jej ust, poczułam ukucie, jednak nie mogłam się dać sprowokować. Obiecałam sobie.
- Już za późno - oznajmiłam, zapinając zamek fioletowej walizki.
- Jesteś za młoda na dziecko, przecież nie dasz sobie rady - zaczęła znów swój monolog.
- Jestem już dawno pełnoletnia - przerwałam jej - Sama decyduje o tym czy je urodzę. Nie masz prawa podejmować za mnie decyzji - poczułam napływający potok łez - Nie pozwolę Ci na to. Rozumiesz ?! - krzyknęłam i odruchowo zasłoniłam brzuch.
- Eliza bądź rozsądna - wstała i wyciągnęła rękę w moją stronę - przecież on prędzej, czy później zostawi Cię dla innej, to jest gwiazda. Znudzisz mu się i Cię zostawi - wiedziała gdzie uderzyć i rzeczywiście zabolało.
- Mylisz się ! - krzyknęłam jej prosto w twarz i wybiegłam z pokoju po drodze chwytając za torebkę. Przed wyjściem cisnęłam kluczykami w stronę stolika, stojącego w salonie. Otworzyłam drzwi i wpadłam prosto na Nate'a. Przytuliłam go mocno, nerwy puściły, a łzy popłynęły.
- Wszystko jest w pokoju - załkałam w jego tors.
- Zaczekaj w samochodzie dobrze ? Za chwilkę będę - pogłaskał mnie, oderwałam się od niego i otarłam spływającą maskarę.
- Dzięki - powiedziałam, łamiącym się głosem i ruszyłam w stronę Volvo.
Postanowiłam zostać na noc u Nate'a i Andy'ego, ponieważ po pierwsze nie miałam siły na kolejny lot (uwierzcie uwielbiam latać, nigdy nie miałam z tym problemów, ale w ciąży wszystko się zmienia), a po drugie nie było żadnego bezpośredniego połączenia do Londynu. Nie miałam ochoty na przesiadki na autokar, bądź inny środek transportu, kosztowałoby mnie to dużo czasu i energii. A i tak teraz miałam dosyć na głowie nerwów związanych z wyprowadzką. W drodze do Nate'a myślałam czy powinnam zadzwonić do Harrego. Nie chciałam żeby się martwił, a nie daj Boże przyjeżdżał tutaj po mnie (bo był do tego zdolny).
- Trzymasz się ? - zapytał Nate przerywając ciszę.
- Yhym - przytaknęłam, wciąż nie odrywając wzroku od szyby.
- Eliza , spójrz na mnie - poprosił, spojrzałam - mogę coś dla Ciebie zrobić ? - zwrócił się do mnie, jednocześnie nie spuszczając wzroku z jezdni.
- Po prostu nie rozmawiajmy o tym - wiedziałam, że i tak będę musiała wrócić prędzej czy później do tej sprawy, ale w tej chwili jedyne co chciałam to położyć się do łóżka. Czułam się wyczerpana. 
- W porządku - odpowiedział z pełnym zrozumieniem - chłopiec czy dziewczynka ? - nie mógł się powstrzymać, był strasznie ciekawy.
- Nie wiem, nie chcemy znać płci przed porodem - odpowiedziałam, po czym na moją twarz automatycznie wpłynął uśmiech. Byłam strasznie szczęśliwa że będę mamą. Zawsze myślałam, że nie znajdę odpowiedniej osoby, która wychowa ze mną dziecko. Harry owszem nie był ideałem, miał swoje wady i zalety, jak każdy. Jednak kiedy widziałam jak podchodzi do cudzych dzieci np Lux (dziecko stylistki 1D), to serce miękło. 
Kiedy dotarliśmy na miejsce, nie wypakowywaliśmy walizek, jedynie jedną, tą podręczną. Bowiem jutro, przed południem miałam lot powrotny. Przyznam, że dopiero, stojąc przed drzwiami zorientowałam się, że pierwszy raz spotkam Andy'ego. Nie było go na przyjęciu, bo Nate bał się go zabrać, ale oficjalna wersja dotyczyła "ważnych" spraw zawodowych. Miałam lekką tremę. Weszliśmy do środka.
- Hej, jesteśmy ! - krzyknął Nate z korytarza. 
- Jestem w kuchni - poinformował nas głos.
- Eli na prawo jest pokój gościnny, w którym będziesz spała - poinstruował Nate - na przeciwko salon, dalej kuchnia, łazienka jest za rogiem a nasza sypialnia na końcu korytarza - odpowiedział na wydechu. Mieszkanie było nie małe. Ale przecież stać ich było na to, tylko czy to nie za duży metraż jak na dwójkę ? Odłożyłam walizkę przy drzwiach, nawet się nie rozglądając, bo od razu po śladach Nate'a ruszyłam do kuchni.
- Zimno na dworze prawda ? - usłyszałam ciepły głos zanim weszłam do pomieszczenia - Może zrobię wam herbaty ? 
- Bardzo chętnie - odpowiedziałam wyłaniając się zza framugi drzwi. Moim oczom ukazał się blondyn, o niebieskich oczach i krótkich włosach. Był dobrze zbudowany, jego biodra przepasał fartuszek. Ubrany był w czarny T-shirt z niebieskimi napisami i szare dresy. Jego uśmiech był bardzo przyjazny. 
- Witaj Eliza - uśmiechnął się jeszcze szerzej - Jestem Andy.
- Hej - podałam mu dłoń.
- A no tak, przecież wy się jeszcze nie znacie - puknął się w głowę Nate, a my wybuchnęliśmy śmiechem. 
- Co do herbaty - kontynuował Andy - jaką sobie życzysz ? - zapytał grzecznie, otwierając szafkę i prezentując kilkanaście rodzai do wyboru.
- Hm... może zieloną z maliną - wybrałam wskazując palcem.
- Już się robi, a ty kochanie ? - z lekkim przekąsem zapytał Nate'a.
- Dla mnie to samo - odpowiedział wystawiając język.
- Jeśli pozwolicie to ja pójdę zadzwonić - wtrąciłam.
- Jasne - odpowiedzieli niemalże równo.
Wycofałam się do mojego tymczasowego pokoju i wybrałam numer Hazzy. Serce wygrało z rozumem, kolejny raz. Minęły trzy sygnały i nikt nie odebrał, nigdy tak długo nie czekałam. W końcu w słuchawce zabrzmiał głos automatycznej sekretarki. Wybrałam jeszcze raz jego numer. Nic. I jeszcze raz. Nic. Kolejny raz i nic. Poddałam się i wróciłam do przyjaciół. Przez cały wieczór siedziałam i rozmyślałam nad rodzicami... nie mogłam znaleźć żadnego sensownego powodu dla którego mogliby mnie tak potraktować. W końcu zmęczona tym wszystkim zasnęłam. Śniłam czułam to, nie pamiętam o czym był ten sen, ale nagle zaczęła brzmieć podobna muzyka do mojego dzwonka. Hello ! To był mój dzwonek. Obudziłam się, nie otwierając oczu, ściągnęłam telefon ze stolika nocnego i odebrałam go. 
- Obudziłem Cię prawda ? - szepnął ochrypły głosik.
- Yhym - tylko tyle mogłam powiedzieć, a raczej wymamrotać.
- Nie odbierałem, bo mieliśmy próby i później imprezę - wytłumaczył. Nie miałam mu tego za złe, w końcu przecież miał prawo się bawić. 
- Nic się nie stało - odpowiedziałam przecierając lewe oko.
- Odbiorę Cię jutro z lotniska, teraz śpij już dobranoc - zapewnił i pożegnał się.
- Dobranoc - odpowiedziałam i włożyłam telefon pod poduszkę. Po chwili już znowu odpłynęłam.

piątek, 2 listopada 2012

Rozdział 15 : Baby shower


Po długiej przerwie witam listopad i was nowym rozdziałem. Mam nadzieję że wam się spodoba. Nie ukrywam że liczę na komentarze.W razie pytań ASK.

~*~

Po tak przyjemnym weekendzie ciężko było wracać z powrotem do Londynu. Tym bardziej że już w następny weekend wszyscy mieli dowiedzieć się o naszym skarbie. Nie wiem jak Hazz, ale ja się troszkę bałam tego wszystkiego. Zdecydowaliśmy ściągnąć wszystkich bez wyjątków. W piątek miała przyjechać mama z tatą, a rodzice Harrego mieli być w sobotę, w dzień przyjęcia. Harry nie chcą obciążać mnie wszystkim postanowił wynająć eksperta, który organizuje takie przyjęcia na co dzień. Miałam nadzieję, że osoba ta będzie dość dyskretna i kompetentna. Harry w natłoku wywiadów i spotkań nie mógł niestety jechać ze mną na spotkanie. Musiałam sama sobie poradzić. Umówieni byliśmy na godzinę czternastą w restauracji w samym centrum Londynu. Postanowiłam ubrać się w czarną bluzkę z nadrukiem, rurki i do tego białe szpilki. W razie deszczu wzięłam biały żakiet, choć i tak samochód był podstawiony pod sam dom. Nałożyłam lekki makijaż, upięłam włosy w zgrabnego koczka i ruszyłam do wyjścia. Szofer otworzył mi drzwi od czarnego grand rovera. Zapakowałam się do środka, ściągając z ramienia czarną torebkę. Nie czułam się dobrze, bo poranne mdłości nadal mnie dopadały. Do tego jeszcze wcinałam za dwóch. Na śniadanie zjadłam trzy rogaliki maślane i jogurt malinowy, plus jeszcze kawa (której swoją drogą nie powinnam pić). Ale takie były uroki ciąży. Brzuszka jeszcze nie było widać... z resztą to dopiero ósmy tydzień. Z zamyślenia wyrwał mnie dźwięk komórki. Chwyciłam za telefon.
- Tak słucham - odpowiedziałam poważnym tonem.
- Witaj słoneczko - przywitał się lekko ochrypły ,męski głos.
-  Harry ! Co słychać ? - ucieszyłam się, że go słyszę, rano tak wcześnie wyszedł, lekko zaspana żegnałam go w piżamie.
- Właśnie mam przerwę. A co u Ciebie ? Jak się czujesz? - zapytał troskliwie
- Jadę właśnie na to spotkanie, czuję się dobrze - skłamałam, nie chciałam go martwić .
- Może spotkamy się na mieście ? Myślę że wyrwę się wcześniej z tej sesji - powiedział zmęczonym tonem.
- Jasne - odpowiedziałam entuzjastycznie.
- HALO !!! ELI ? HAZZ CIĘ KOCHA - usłyszałam Lou w słuchawce - ON CIĘ KOCHA SŁYSZYSZ ?
- Tak, wiem - zachichotałam.
- LOU... oddaj mi tą słuchawkę do cholery ! No już! Oddawaj! - nie mogłam powstrzymać śmiechu - OKEJ...... JUŻ DAJĘ.............BYYYYE ELI !
- Pa Lou - odpowiedziałam i cmoknęłam.
- Eh... przepraszam Cię najmocniej... ten idiota - tłumaczył się.
- Ej... nic się nie stało, do zobaczenia paa - pożegnałam się.
- Kocham Cię, bye ! - odpowiedział.
Już miałam włożyć telefon do torebki kiedy pomyślałam że wejdę na Twittera, w sumie dawno już nie odwiedzałam tego portalu. Oczywiście moje interakcje jak zawsze były przepełnione wiadomościami od fanek. Kiedy czytałam niektóre z nich byłam wzruszona (i to nie były tak zwane "hormony"), fanki potrafiły być takie kochane, ale oczywiście zdarzały się pojedyncze tweety osób, które po prostu z góry mnie osądzały i nienawidziły. Szczerze nie rozumiałam takiego zachowania. Nikomu nie każe mnie lubić, ale jakiś szacunek dla człowieka powinny mieć. Pomyślałam że fajnie byłby zorganizować jakieś spotkanie z tymi dziewczynami. Może jakąś imprezę, ale bez paparazzi. Oczywiście musiałam to uzgodnić z Paulem. Z zamyślenia wyrwał mnie Tim (szofer).
- Jesteśmy na miejscu proszę Pani - powiedział odwracając się w moją stronę.
- Dziękuję bardzo - odpowiedziałam potwierdzając lekkim uśmiechem i wysiadłam. Przemierzając krótki odcinek chodnika rozejrzałam się dookoła i przystanęłam. Dawno nie byłam na zakupach, ostatnio w ogóle nie wychodziłam z willi. Postanowiłam że umówię się z Danielle na zakupy i przy okazji wypytam co słychać z Liamem. Wysłałam jej wiadomość tekstową i ruszyłam w stronę restauracji.
 Przy stoliku już czekała na mnie kobieta, w średnim wieku, miała krótkie, rude włosy, idealnie ułożone. Wyglądała bardzo przyjaźnie.
- Dzień dobry - przywitałam się pochodząc do stolika.
- Witam Panią - wstała podając mi rękę - Jestem Kristina - przedstawiła się.
- Bardzo mi miło Panią poznać, jestem Elizabeth, ale proszę mówić mi Eliza - uśmiechnęłam się i po tych wszystkich formalnościach, za którymi nie przepadałam przeszłyśmy do konkretów.
- Więc jak chciałabyś to zorganizować ? - zapytała bez ogródek.
-  Hm... myślałam o przyjęciu, może najlepiej w jakimś ogrodzie. Nikt z gości nie wie o ciąży, więc to nie będzie typowe baby shower, takie zorganizujemy później, kiedy już wszyscy się dowiedzą- sprecyzowałam - Wydaję mi się że wszyscy będą oczekiwali oświadczyn, ale tutaj będzie chodziło głównie poinformowanie ich o ciąży, oczywiście żadnych mediów, paparazzi i dziennikarzy. Chciałabym żeby ciąża, jak długo to będzie możliwe, była zachowana w tajemnicy przed mediami.
- Rozumiem, w takim razie myślę że najlepiej będzie jeśli jutro przyjedziesz do biura. Przedstawię ci wtedy mój projekt a szczegóły uzgodnimy na miejscu.
- Już jutro ? - zdziwiłam się.
- A czy to jest jakiś problem ? - zapytała Kristin lekko się uśmiechając.
- Oczywiście że nie, ale zaskakuje mnie twoja szybkość - przyznałam. W miedzy czasie poprosiłyśmy o  rachunek.
- To jest moja praca, poza tym zostało nam tylko kilka dni do weekendu - przypomniała mi, ubierając płaszcz.
- No tak - przyznałam, nakładając swój żakiet na ramiona.
- Dobrze w takim razie do zobaczenia jutro - pożegnała się.
- Dziękuję, do jutra - pomachałam jej na pożegnanie i lekko trzęsąc się z zimna ruszyłam w stronę znajomego mi samochodu. Tim ,otwierając mi drzwi uśmiechał się tajemniczo. Spojrzałam do środka, a tam nie kto inny jak moja lokowana główka. Przywitał mnie z uśmiechem.
- Tęskniłem - wygramolił się na zewnątrz i pocałował mnie na powitanie. I nagle błysk fleszy. Drzwi auta się zatrzasnęły. Odwróciłam się w stronę dziennikarzy. A oni jak szaleni strzelali w nas pytaniami.
Czy jesteście zaręczeni ?
Jak to jest żyć z Harrym Stylesem ?
Jesteście szczęśliwi ?
Harry nie był w szoku. Ja miałam zakaz wypowiadania się. Więc chwyciłam za ramię Harrego wtulając głowę w jego zagłębienie pod obojczykiem. Natomiast on z wypiętą do przodu klatą odpowiedział grzecznie, lecz z nutką cynizmu w głosie :
- Drodzy Państwo, to nasze prywatne sprawy, nie mamy zamiaru niczego komentować - zabrzmiały jego stanowcze słowa - A teraz pozwolicie że zabiorę moją ukochaną na obiad - dodał z uśmiechem i otworzył drzwi. Skinęłam głową w stronę tłumu i wskoczyłam do auta, a Hazz za mną. Kiedy zamknął drzwi poczułam ulgę. Taka była cena bycia z członkiem, sławnego na cały świat, boysbandu. Z jednej strony to kochałam, ale z drugiej równie mocno nienawidziłam.
- To co robimy ? - zapytał jak gdyby nic nigdy się nie zdarzyło.
- Jedźmy do domu - poprosiłam patrząc mu głęboko w oczy - zamówimy pizze dobrze ?
- Dobrze - odpowiedział - Wszystko w porządku ? - chyba się martwił. Nie wiedziałam co odpowiedzieć bo świetnie nie było, ale najgorzej też nie. 
- Nie lubię takich sytuacji, jeszcze się nie przyzwyczaiłam do tego - przyznałam szczerze. 
- Ej mała - zmusił mnie do ponownego spojrzenia prosto w jego zielone tęczówki - jestem z Tobą, jesteśmy razem. Damy jakoś radę yeah ? - pogłaskał mój policzek.
- No jasne - odpowiedziałam siląc się na uśmiech i po prostu go przytuliłam. Tak mocno i łapczywie, jakby to oddawało jak bardzo boję się że zniknie nagle. 
Po powrocie do domu zamówiliśmy dużą pizzę. Oczywiście wyszło na to że ja zjadłam tylko 2 kawałki, resztę pochłonął Hazz. Oglądaliśmy sobie komedie romantyczne, siedząc w salonie wtuleni w siebie niczym para nastolatków. Tą sielankę przerwał dźwięk domofonu. Lekko śpiąca uniosłam się z kolan Harrego by ten mógł iść otworzyć. Usiadłam i spojrzałam wyczekująco w stronę korytarza. Usłyszałam śmiech, później krzyk i już wiedziałam co się święci. 
Do pokoju wbiegli po kolei Lou, Zayn i Niall, na końcu szedł Liam z dotrzymującym mu kroku Harrym. 
- Witaj Eli - wskoczył na miejsce obok mnie Lou i cmoknął mnie w policzek. 
- Cześć El - przytulił mnie Niall, ahh ten Horan hug, najlepszy pod słońcem. 
- Eliza ! - po chwili byłam już w objęciach Zayna. Brakowało tylko Liama, który chyba speszony ostatnim wydarzeniem, lekko wystraszony, tylko pomachał mi z daleka. 
- Chłopaki co wy tu robicie ? - zapytałam, kiedy w końcu zostałam odstawiona na miejsce. 
- Wpadliśmy z wizytą - krzyknął Zayn.
- I mamy żarcie - dodał Niall ,unosząc dwie paczki popcornu w jednej ręce i dwie paczki chipsów w drugiej.
- Czyżbyśmy przerwali wam upojny wieczór we dwoje ? - zapytał podejrzliwie Lou.
- Ależ oczywiście - odpowiedział Harry wystawiając język - Więc teraz siedźcie tutaj grzecznie i wybierzcie jakiś film a ja porywam Eli do kuchni dokończyć to co nam przerwano - wziął mnie na ręce i zaniósł tam gdzie obiecał. Usłyszałam za sobą aplauz i zaczęłam chichotać. Kiedy wszedł do kuchni usadził mnie na blacie. A sam odwrócił się plecami, odszedł kilka kroków do przodu i z powrotem wrócił, oparł dłonie między moimi udami i uniósł głowę do góry, spoglądając na mnie wyczekująco. 
- Nie sadzisz że powinniśmy im teraz powiedzieć ? - zaskoczył mnie - To są nasi przyjaciele, uważam że powinni wiedzieć. 
- Zgadzam się z Tobą - odpowiedziałam przytakując , nastała chwilowa cisza, chyba oboje nie wiedzieliśmy jak im to powiedzieć - tylko boję się ich reakcji - przyznałam. 
- Ja też - spuścił głowę - ale chyba nie myślisz że nas zostawią, nie zostawią nas prawda ? - zapytał ze szklanymi oczyma.
- Nie zostawią - odpowiedziałam całując go w czoło i głaszcząc jego loki. 
- No to chodźmy - pomógł mi zejść z blatu i objął mnie w tali. Dochodziliśmy do drzwi.
- Czekaj - zatrzymałam nas - ale ty czy ja ? - dobrze wiedział co mam na myśli. 
- Ja - odpowiedział dzielnie, a ja uśmiechnęłam się pocieszająco i ścisnęłam jego dłoń, leżącą na mojej talii.
Szliśmy jak na skazanie, ale nie było innego wyjścia. Zbieg okoliczności sprawił że byliśmy wszyscy w jednym miejscu o jednym czasie. Opuściliśmy kuchnię. Kiedy zobaczyłam tych kochanych idiotów kłócących się jaki film będziemy oglądać, rzucających się popcornem i skaczących po kanapie w bitwie o pilot, wiedziałam że będzie dobrze. 
- Chcielibyśmy wam coś powiedzieć - stanęliśmy na przeciwko nich, nastała cisza.
- Słuchamy - rozłożył ręce Lou w geście otwarcia.
- No... bo.... em.... będę ojcem - spuścił głowę, oczekując linczu. 
- WHAT ?! - krzyknęli wszyscy chórem.
- Jestem w ciąży - potwierdziłam. 
O boże, nawet nie wiecie jaki wyrok na siebie ściągnęliśmy, kiedy już do wszystkich wszystko dotarło. Otoczyli nas i zaczęli całować, macać po brzuchu, zachwycać się i przede wszystkim gratulować. Wszyscy byli tacy szczęśliwi. Gdyby mogli zaczęliby mnie nosić na rękach. Byli tacy przejęci.
- Pierwsze baby w zespole - krzyczał Niall.
- Och... będzie takie śliczne - zachwycał się Zayn.
- Będzie nosiło paski ! - zastrzegł Lou.
- Gratuluje wam , będziecie świetnymi rodzicami - skwitował Liam.