Hm... co tu dużo pisać, dziękuję za te dwa komentarze, które zmotywowały mnie do pracy. Do tego jestem jeszcze chora, więc znalazłam więcej czasu. Oddaję w wasze ręce rozdział szesnasty i liczę na wasze opinię.
~*~
Łzy leciały strumieniami. Wszystko co znalazło się moich w rękach lądowało w walizce i kartonowych pudłach porozstawianych po całym pokoju. Nasze wspólne zdjęcia, moje rzeczy, mój budzik, ulubiony kubek, przytulanka, pudełko po pierniczkach w którym przechowywałam jakieś drobiazgi, zeszyty, płyty, książki, nawet plakaty ze ścian zrywałam.Prawie całe moje życie miałam spakować w jednej chwili i wywieźć jak najdalej stąd. Nie mogłam powstrzymać płaczu. Byłam cała roztrzęsiona. Dzięki Bogu nie było nikogo w domu. A wszystko przez nich. Jak mogłam w ogóle do tego dopuścić ? Po co ich tam zapraszałam ? Nie miałam pojęcia że tak zareagują. Jak oni mogli nasze dziecko nazwać bachorem ? Przecież ono i Hazz jest teraz całym moim życiem. Jeszcze do niedawna oni też nim byli, od kilku dni już nie są. Nie ja o tym zadecydowałam. To oni to zrobili. Chcieli żebym usunęła ciążę. Jak mogli o tym w ogóle pomyśleć ?
Jestem młoda, tak owszem, miałam plany i marzenia. Chciałam skończyć studia, znaleźć pracę, ułożyć sobie życie z Harrym. Ale wszystko się potoczyło inaczej czy tak trudno to zaakceptować ? Przecież byłam ich córką, nie mogli mnie tak po prostu skreślić. Nie mogli ? Przecież właśnie to zrobili...myśli kotłowały się w mojej głowie, doprowadzając do jej bólu. Z niesamowitą (jak dla ciężarnej) szybkością moje rzeczy trafiały do pudeł. Miałam nadzieję że zdążę. I nagle znajomy dźwięk przekręcanego klucza w zamku, tak dobrze go znałam. Na chwilę zamarłam. Czułam się jak intruz, jak złodziej we własnym domu. Opanowałam wszelkie emocje i łzy. Po chwili wróciłam do wykonywanej czynności. Jak gdyby nigdy nic kolejna bluzka z impetem trafiła do walizki. Musieli mnie usłyszeć, bo matka od razu wbiegła do pokoju, a za nią ojciec rzecz jasna.
- Co ty robisz dziecko kochane ?! - wykrzyczała oburzona.
- Witaj matko , witaj ojcze - oschle się przywitałam unosząc głowę znad szuflady komody - Wyprowadzam się - dodałam.
- Jak to wyprowadzasz ? - zapytał zdziwiony ojciec. A to dobre, najpierw mówi że sobie życie zrujnowałam, że z jakimś niedojrzałym chłopczykiem, dziecko "zrobiłam", a teraz się martwi.
- Pakuję swoje rzeczy w kartony i walizki, wkładam je do samochodu, zawożę je na lotnisko, później polecą ze mną samolotem, z lotniska odbiorą je odpowiednie powołane do tego osoby i tak oto przebiega proces wyprowadzki - zakończyłam to lekko się śmiejąc.
- Do swojego kochasia ? - zapytał znów z ironią.
- Jeśli masz na myśli ojca mojego dziecka, to tak - odpowiedziałam, nie dając się sprowokować.
- Rób jak chcesz... - poczułam, że machnął teatralnie ręką, ale nie patrzyłam na niego, zajęta segregacją książek do wyrzucenia i zabrania, myślałam tylko o tym żeby jak najszybciej opuścić to miejsce. Wyszedł, natomiast matka w porównaniu do niego próbowała wzbudzić moją litość. Wylewała łzy, siedząc na pufie ze spuszczoną głową w rogu prawie pustego już pokoju.
- Dlaczego mi to robisz ? - zapytała szeptem po chwili ciszy.
- To ty dokonałaś takiego wyboru - spojrzałam jej prosto w oczy - ja tylko wypełniam Twoją wolę - chwyciłam za telefon, wybrałam numer Nate'a i wysłałam wiadomość, że jestem już gotowa. Sama nie poradziłabym sobie. Nate był jedyną osobą, która obiecała mi pomóc i nie musiałam mu niczego tłumaczyć, bo był na przyjęciu, kiedy wszystko się zdarzyło.
- Nie chcę żebyś nas opuszczała - kiedy usłyszałam to z jej ust, poczułam ukucie, jednak nie mogłam się dać sprowokować. Obiecałam sobie.
- Już za późno - oznajmiłam, zapinając zamek fioletowej walizki.
- Jesteś za młoda na dziecko, przecież nie dasz sobie rady - zaczęła znów swój monolog.
- Jestem już dawno pełnoletnia - przerwałam jej - Sama decyduje o tym czy je urodzę. Nie masz prawa podejmować za mnie decyzji - poczułam napływający potok łez - Nie pozwolę Ci na to. Rozumiesz ?! - krzyknęłam i odruchowo zasłoniłam brzuch.
- Eliza bądź rozsądna - wstała i wyciągnęła rękę w moją stronę - przecież on prędzej, czy później zostawi Cię dla innej, to jest gwiazda. Znudzisz mu się i Cię zostawi - wiedziała gdzie uderzyć i rzeczywiście zabolało.
- Mylisz się ! - krzyknęłam jej prosto w twarz i wybiegłam z pokoju po drodze chwytając za torebkę. Przed wyjściem cisnęłam kluczykami w stronę stolika, stojącego w salonie. Otworzyłam drzwi i wpadłam prosto na Nate'a. Przytuliłam go mocno, nerwy puściły, a łzy popłynęły.
- Wszystko jest w pokoju - załkałam w jego tors.
- Zaczekaj w samochodzie dobrze ? Za chwilkę będę - pogłaskał mnie, oderwałam się od niego i otarłam spływającą maskarę.
- Dzięki - powiedziałam, łamiącym się głosem i ruszyłam w stronę Volvo.
Postanowiłam zostać na noc u Nate'a i Andy'ego, ponieważ po pierwsze nie miałam siły na kolejny lot (uwierzcie uwielbiam latać, nigdy nie miałam z tym problemów, ale w ciąży wszystko się zmienia), a po drugie nie było żadnego bezpośredniego połączenia do Londynu. Nie miałam ochoty na przesiadki na autokar, bądź inny środek transportu, kosztowałoby mnie to dużo czasu i energii. A i tak teraz miałam dosyć na głowie nerwów związanych z wyprowadzką. W drodze do Nate'a myślałam czy powinnam zadzwonić do Harrego. Nie chciałam żeby się martwił, a nie daj Boże przyjeżdżał tutaj po mnie (bo był do tego zdolny).
- Trzymasz się ? - zapytał Nate przerywając ciszę.
- Yhym - przytaknęłam, wciąż nie odrywając wzroku od szyby.
- Eliza , spójrz na mnie - poprosił, spojrzałam - mogę coś dla Ciebie zrobić ? - zwrócił się do mnie, jednocześnie nie spuszczając wzroku z jezdni.
- Po prostu nie rozmawiajmy o tym - wiedziałam, że i tak będę musiała wrócić prędzej czy później do tej sprawy, ale w tej chwili jedyne co chciałam to położyć się do łóżka. Czułam się wyczerpana.
- W porządku - odpowiedział z pełnym zrozumieniem - chłopiec czy dziewczynka ? - nie mógł się powstrzymać, był strasznie ciekawy.
- Nie wiem, nie chcemy znać płci przed porodem - odpowiedziałam, po czym na moją twarz automatycznie wpłynął uśmiech. Byłam strasznie szczęśliwa że będę mamą. Zawsze myślałam, że nie znajdę odpowiedniej osoby, która wychowa ze mną dziecko. Harry owszem nie był ideałem, miał swoje wady i zalety, jak każdy. Jednak kiedy widziałam jak podchodzi do cudzych dzieci np Lux (dziecko stylistki 1D), to serce miękło.
Kiedy dotarliśmy na miejsce, nie wypakowywaliśmy walizek, jedynie jedną, tą podręczną. Bowiem jutro, przed południem miałam lot powrotny. Przyznam, że dopiero, stojąc przed drzwiami zorientowałam się, że pierwszy raz spotkam Andy'ego. Nie było go na przyjęciu, bo Nate bał się go zabrać, ale oficjalna wersja dotyczyła "ważnych" spraw zawodowych. Miałam lekką tremę. Weszliśmy do środka.
- Hej, jesteśmy ! - krzyknął Nate z korytarza.
- Jestem w kuchni - poinformował nas głos.
- Eli na prawo jest pokój gościnny, w którym będziesz spała - poinstruował Nate - na przeciwko salon, dalej kuchnia, łazienka jest za rogiem a nasza sypialnia na końcu korytarza - odpowiedział na wydechu. Mieszkanie było nie małe. Ale przecież stać ich było na to, tylko czy to nie za duży metraż jak na dwójkę ? Odłożyłam walizkę przy drzwiach, nawet się nie rozglądając, bo od razu po śladach Nate'a ruszyłam do kuchni.
- Zimno na dworze prawda ? - usłyszałam ciepły głos zanim weszłam do pomieszczenia - Może zrobię wam herbaty ?
- Bardzo chętnie - odpowiedziałam wyłaniając się zza framugi drzwi. Moim oczom ukazał się blondyn, o niebieskich oczach i krótkich włosach. Był dobrze zbudowany, jego biodra przepasał fartuszek. Ubrany był w czarny T-shirt z niebieskimi napisami i szare dresy. Jego uśmiech był bardzo przyjazny.
- Witaj Eliza - uśmiechnął się jeszcze szerzej - Jestem Andy.
- Hej - podałam mu dłoń.
- A no tak, przecież wy się jeszcze nie znacie - puknął się w głowę Nate, a my wybuchnęliśmy śmiechem.
- Co do herbaty - kontynuował Andy - jaką sobie życzysz ? - zapytał grzecznie, otwierając szafkę i prezentując kilkanaście rodzai do wyboru.
- Hm... może zieloną z maliną - wybrałam wskazując palcem.
- Już się robi, a ty kochanie ? - z lekkim przekąsem zapytał Nate'a.
- Dla mnie to samo - odpowiedział wystawiając język.
- Jeśli pozwolicie to ja pójdę zadzwonić - wtrąciłam.
- Jasne - odpowiedzieli niemalże równo.
Wycofałam się do mojego tymczasowego pokoju i wybrałam numer Hazzy. Serce wygrało z rozumem, kolejny raz. Minęły trzy sygnały i nikt nie odebrał, nigdy tak długo nie czekałam. W końcu w słuchawce zabrzmiał głos automatycznej sekretarki. Wybrałam jeszcze raz jego numer. Nic. I jeszcze raz. Nic. Kolejny raz i nic. Poddałam się i wróciłam do przyjaciół. Przez cały wieczór siedziałam i rozmyślałam nad rodzicami... nie mogłam znaleźć żadnego sensownego powodu dla którego mogliby mnie tak potraktować. W końcu zmęczona tym wszystkim zasnęłam. Śniłam czułam to, nie pamiętam o czym był ten sen, ale nagle zaczęła brzmieć podobna muzyka do mojego dzwonka. Hello ! To był mój dzwonek. Obudziłam się, nie otwierając oczu, ściągnęłam telefon ze stolika nocnego i odebrałam go.
- Obudziłem Cię prawda ? - szepnął ochrypły głosik.
- Yhym - tylko tyle mogłam powiedzieć, a raczej wymamrotać.
- Nie odbierałem, bo mieliśmy próby i później imprezę - wytłumaczył. Nie miałam mu tego za złe, w końcu przecież miał prawo się bawić.
- Nic się nie stało - odpowiedziałam przecierając lewe oko.
- Odbiorę Cię jutro z lotniska, teraz śpij już dobranoc - zapewnił i pożegnał się.
- Dobranoc - odpowiedziałam i włożyłam telefon pod poduszkę. Po chwili już znowu odpłynęłam.
- Jeśli masz na myśli ojca mojego dziecka, to tak - odpowiedziałam, nie dając się sprowokować.
- Rób jak chcesz... - poczułam, że machnął teatralnie ręką, ale nie patrzyłam na niego, zajęta segregacją książek do wyrzucenia i zabrania, myślałam tylko o tym żeby jak najszybciej opuścić to miejsce. Wyszedł, natomiast matka w porównaniu do niego próbowała wzbudzić moją litość. Wylewała łzy, siedząc na pufie ze spuszczoną głową w rogu prawie pustego już pokoju.
- Dlaczego mi to robisz ? - zapytała szeptem po chwili ciszy.
- To ty dokonałaś takiego wyboru - spojrzałam jej prosto w oczy - ja tylko wypełniam Twoją wolę - chwyciłam za telefon, wybrałam numer Nate'a i wysłałam wiadomość, że jestem już gotowa. Sama nie poradziłabym sobie. Nate był jedyną osobą, która obiecała mi pomóc i nie musiałam mu niczego tłumaczyć, bo był na przyjęciu, kiedy wszystko się zdarzyło.
- Nie chcę żebyś nas opuszczała - kiedy usłyszałam to z jej ust, poczułam ukucie, jednak nie mogłam się dać sprowokować. Obiecałam sobie.
- Już za późno - oznajmiłam, zapinając zamek fioletowej walizki.
- Jesteś za młoda na dziecko, przecież nie dasz sobie rady - zaczęła znów swój monolog.
- Jestem już dawno pełnoletnia - przerwałam jej - Sama decyduje o tym czy je urodzę. Nie masz prawa podejmować za mnie decyzji - poczułam napływający potok łez - Nie pozwolę Ci na to. Rozumiesz ?! - krzyknęłam i odruchowo zasłoniłam brzuch.
- Eliza bądź rozsądna - wstała i wyciągnęła rękę w moją stronę - przecież on prędzej, czy później zostawi Cię dla innej, to jest gwiazda. Znudzisz mu się i Cię zostawi - wiedziała gdzie uderzyć i rzeczywiście zabolało.
- Mylisz się ! - krzyknęłam jej prosto w twarz i wybiegłam z pokoju po drodze chwytając za torebkę. Przed wyjściem cisnęłam kluczykami w stronę stolika, stojącego w salonie. Otworzyłam drzwi i wpadłam prosto na Nate'a. Przytuliłam go mocno, nerwy puściły, a łzy popłynęły.
- Wszystko jest w pokoju - załkałam w jego tors.
- Zaczekaj w samochodzie dobrze ? Za chwilkę będę - pogłaskał mnie, oderwałam się od niego i otarłam spływającą maskarę.
- Dzięki - powiedziałam, łamiącym się głosem i ruszyłam w stronę Volvo.
Postanowiłam zostać na noc u Nate'a i Andy'ego, ponieważ po pierwsze nie miałam siły na kolejny lot (uwierzcie uwielbiam latać, nigdy nie miałam z tym problemów, ale w ciąży wszystko się zmienia), a po drugie nie było żadnego bezpośredniego połączenia do Londynu. Nie miałam ochoty na przesiadki na autokar, bądź inny środek transportu, kosztowałoby mnie to dużo czasu i energii. A i tak teraz miałam dosyć na głowie nerwów związanych z wyprowadzką. W drodze do Nate'a myślałam czy powinnam zadzwonić do Harrego. Nie chciałam żeby się martwił, a nie daj Boże przyjeżdżał tutaj po mnie (bo był do tego zdolny).
- Trzymasz się ? - zapytał Nate przerywając ciszę.
- Yhym - przytaknęłam, wciąż nie odrywając wzroku od szyby.
- Eliza , spójrz na mnie - poprosił, spojrzałam - mogę coś dla Ciebie zrobić ? - zwrócił się do mnie, jednocześnie nie spuszczając wzroku z jezdni.
- Po prostu nie rozmawiajmy o tym - wiedziałam, że i tak będę musiała wrócić prędzej czy później do tej sprawy, ale w tej chwili jedyne co chciałam to położyć się do łóżka. Czułam się wyczerpana.
- W porządku - odpowiedział z pełnym zrozumieniem - chłopiec czy dziewczynka ? - nie mógł się powstrzymać, był strasznie ciekawy.
- Nie wiem, nie chcemy znać płci przed porodem - odpowiedziałam, po czym na moją twarz automatycznie wpłynął uśmiech. Byłam strasznie szczęśliwa że będę mamą. Zawsze myślałam, że nie znajdę odpowiedniej osoby, która wychowa ze mną dziecko. Harry owszem nie był ideałem, miał swoje wady i zalety, jak każdy. Jednak kiedy widziałam jak podchodzi do cudzych dzieci np Lux (dziecko stylistki 1D), to serce miękło.
Kiedy dotarliśmy na miejsce, nie wypakowywaliśmy walizek, jedynie jedną, tą podręczną. Bowiem jutro, przed południem miałam lot powrotny. Przyznam, że dopiero, stojąc przed drzwiami zorientowałam się, że pierwszy raz spotkam Andy'ego. Nie było go na przyjęciu, bo Nate bał się go zabrać, ale oficjalna wersja dotyczyła "ważnych" spraw zawodowych. Miałam lekką tremę. Weszliśmy do środka.
- Hej, jesteśmy ! - krzyknął Nate z korytarza.
- Jestem w kuchni - poinformował nas głos.
- Eli na prawo jest pokój gościnny, w którym będziesz spała - poinstruował Nate - na przeciwko salon, dalej kuchnia, łazienka jest za rogiem a nasza sypialnia na końcu korytarza - odpowiedział na wydechu. Mieszkanie było nie małe. Ale przecież stać ich było na to, tylko czy to nie za duży metraż jak na dwójkę ? Odłożyłam walizkę przy drzwiach, nawet się nie rozglądając, bo od razu po śladach Nate'a ruszyłam do kuchni.
- Zimno na dworze prawda ? - usłyszałam ciepły głos zanim weszłam do pomieszczenia - Może zrobię wam herbaty ?
- Bardzo chętnie - odpowiedziałam wyłaniając się zza framugi drzwi. Moim oczom ukazał się blondyn, o niebieskich oczach i krótkich włosach. Był dobrze zbudowany, jego biodra przepasał fartuszek. Ubrany był w czarny T-shirt z niebieskimi napisami i szare dresy. Jego uśmiech był bardzo przyjazny.
- Witaj Eliza - uśmiechnął się jeszcze szerzej - Jestem Andy.
- Hej - podałam mu dłoń.
- A no tak, przecież wy się jeszcze nie znacie - puknął się w głowę Nate, a my wybuchnęliśmy śmiechem.
- Co do herbaty - kontynuował Andy - jaką sobie życzysz ? - zapytał grzecznie, otwierając szafkę i prezentując kilkanaście rodzai do wyboru.
- Hm... może zieloną z maliną - wybrałam wskazując palcem.
- Już się robi, a ty kochanie ? - z lekkim przekąsem zapytał Nate'a.
- Dla mnie to samo - odpowiedział wystawiając język.
- Jeśli pozwolicie to ja pójdę zadzwonić - wtrąciłam.
- Jasne - odpowiedzieli niemalże równo.
Wycofałam się do mojego tymczasowego pokoju i wybrałam numer Hazzy. Serce wygrało z rozumem, kolejny raz. Minęły trzy sygnały i nikt nie odebrał, nigdy tak długo nie czekałam. W końcu w słuchawce zabrzmiał głos automatycznej sekretarki. Wybrałam jeszcze raz jego numer. Nic. I jeszcze raz. Nic. Kolejny raz i nic. Poddałam się i wróciłam do przyjaciół. Przez cały wieczór siedziałam i rozmyślałam nad rodzicami... nie mogłam znaleźć żadnego sensownego powodu dla którego mogliby mnie tak potraktować. W końcu zmęczona tym wszystkim zasnęłam. Śniłam czułam to, nie pamiętam o czym był ten sen, ale nagle zaczęła brzmieć podobna muzyka do mojego dzwonka. Hello ! To był mój dzwonek. Obudziłam się, nie otwierając oczu, ściągnęłam telefon ze stolika nocnego i odebrałam go.
- Obudziłem Cię prawda ? - szepnął ochrypły głosik.
- Yhym - tylko tyle mogłam powiedzieć, a raczej wymamrotać.
- Nie odbierałem, bo mieliśmy próby i później imprezę - wytłumaczył. Nie miałam mu tego za złe, w końcu przecież miał prawo się bawić.
- Nic się nie stało - odpowiedziałam przecierając lewe oko.
- Odbiorę Cię jutro z lotniska, teraz śpij już dobranoc - zapewnił i pożegnał się.
- Dobranoc - odpowiedziałam i włożyłam telefon pod poduszkę. Po chwili już znowu odpłynęłam.