~*~
Obudziłam się w środku nocy. W sumie była 5 rano. Od razu pobiegłam do łazienki. Zachwiałam się na nogach i zwróciłam całą wczorajszą kolację, dobrze że trafiłam do muszli klozetowej. Czułam się słabo. Oparłam głowę o zimne płytki. Zaczęłam się zastanawiać co ja takiego mogłam zjeść ?! Zmęczona doczołgałam się do łóżka.
- Czy coś się stało ? - zapytał prawie niedosłyszalnie, nie otwierając oczu, śpiący Hazz
- Nie nic, śpij dalej - zapewniłam, on opadł z powrotem na poduszkę. Nie mogłam się oprzeć i pogłaskałam go po policzku, był taki niewinny, ale to tylko pozory.
Ułożyłam się przodem do Niego i nie przestając go głaskać, obserwowałam jak śpi. Sama nie mogłam zmrużyć oka.
Po dwóch godzinach przewracania się na drugi bok i układania się w różnych pozycjach stwierdziłam że już nie zasnę. Więc delikatnie by nie obudzić Loczka wstałam i na paluszkach wyszłam z pokoju. Zeszłam na dół do kuchni w poszukiwaniu jakiegoś jogurtu. W lodówce zastałam jedynie marchewki, karton mleka i żółty ser. A mój brzuch na widok pustki jak gdyby nigdy nic zaburczał sobie. Nie mając wyboru ubrałam się w dżinsowe rurki, za duży, biały t-shirt z nadrukiem "I dating with Harry Styles"/ "Umawiam się z Harry Styles" (który swoją drogą dostałam na naszą pierwszą rocznicę od samego Stylesa) i na nogi włożyłam trampki. Nie miałam zielonego pojęcia gdzie tutaj jest najbliższy sklep, więc nie ryzykując chwyciłam za kluczyki od grand rovera, który jakimś cudem już stał pod domem (zapewne Hazz maczał w tym palce). Wsiadając do auta postanowiłam pojechać do supermarketu i zrobić porządne zakupy. Miałam nadzieję że mój ukochany nie zorientuje się że wyszłam z domu sama i to do tego bez ochrony, bezbronna, pozostawiona na pastwę losu, wrednym paparazzi i oszalałym fankom. Eee, tam kto by się tym przejmował ?
Podjechałam na parking słynnego TESCO i rzuciłam się w regały. W obroty szło wszystko co było jadalne, mój brzuch sam nie wiedział czego chce. Z jednej strony miałam ochotę na ogórki a z drugiej kuszące było połączenie ich z nutellą. Sama się sobie dziwiłam, zawsze jadałam z pewnym gustem smakowym. Czułam się z tym źle. Podjechałam do kasy i zaczęłam wyładowywać wózek. Ekspedientka dziwnie się na mnie spojrzała. Może mnie rozpoznała ? Nie ważne. Przy kasie chwyciłam jeszcze paczkę gum miętowych. Zapłaciłam używając karty,odebrałam rachunek i pomaszerowałam do wyjścia siłując się z wózkiem. Kiedy wszystkie siatki już były w bagażniku, usiadłam za kierownicą i przeleciałam wzrokiem po rachunku. Wszystko się zgadzało. Nagle moją uwagę przykuła data, nawet nie zauważyłam jak ten czas szybko zleciał- 23 czerwiec. Wsadziłam kluczyk w stacyjkę i odjechałam.
Uśmiechnięta weszłam do domu z zakupami i wszystko zaniosłam do kuchni. Dla rozluźnienia, zajęłam się gotowaniem. Pomyślałam że jajecznica będzie najlepsza na śniadanie. Zanim się do tego wzięłam, poszłam na górę sprawdzić czy Hazz nadal śpi. Uchyliłam mahoniowe drzwi i wystawiłam głowę. Spał jak niemowlę. Wróciłam do kuchni. A więc jajecznica, niby takie proste, ale jednak chyba potrzebowałam pomocy. Dobrze że telefon miałam pod ręką.
- Cześć Niall, obudziłam Cię ? - do kogo innego mogłabym się z tym zwrócić, nasz smakosz i żarłok musiał przecież wiedzieć jak zrobić jajecznicę.
- Niee - ziewnął do słuchawki - w czym masz problem ? - zapytał, gotowy mi pomóc.
- Um... to trochę głupie, tylko się nie śmiej ze mnie - powiedziałam na wstępie.
- Eli mów, o co chodzi - nakazał .
- Jak się robi jajecznicę ? - wykrztusiłam z siebie to pytanie i czułam że się czerwienie .
- Ach... - westchnął i nagle jakby się ożywił - więc myślę że z jajek - zadeklarował poważnym tonem i roześmiał się. Chyba tym samym obudził Zayna bo w tle usłyszałam "Zamknij się idioto!".
- Miałeś się nie śmiać ! - krzyknęłam wyrzutem
- Przepraszam, ale nie wiem - obrał ton męczennika - To Zayn zawsze robi mi jajecznicę na śniadanie, ja ją tylko konsumuje - przyznał. No więc świetnie.
- Podaj mi ją do telefonu - powiedział zachrypnięty Zayn.
- Uważaj oddaję Cię w ręce eksperta - ostrzegł mnie Niall. No i miał rację.
Zayn był perfekcjonistą, dokładnie podał mi ile jajek, co jeszcze dodać w jakiej ilości, co z czym nie mieszać, co można ewentualnie dorzucić. I dokładnie krok po kroku objaśnił jak przygotować. Serio on by mógł prowadzić jeden z tych programów kulinarnych. Wyobrażacie sobie ? Seksowny prezenter opowiada na ekranie jak upiec kurczaka, jestem pewna że oglądalność takich badziewnych programów nagle by znacznie wzrosła. Ale do rzeczy, udało mi się usmażyć jajecznicę z pomocnikiem w słuchawce.Misja zakończona sukcesem.
- Dziękuję Ci Zayn - powiedziałam najradośniej jak tylko mogłam.
- Ejj a ja to co ? - oburzył się w tle Niall
- Ależ jakże bym mogła zapomnieć- zaśmiałam się - Dziękuję Niallku - wiedziałam że nie przepada jak zdrabnia się jego imię.
- Nie ma za co - odparł Zayn - Teraz jestem skazany na zrobienie Irlandczykowi śniadania, inaczej nie odpuści - zaczął narzekać.
- Więc smacznego - rzuciłam i przez ramię oglądnęłam się za siebie - ocho... królewicz Loczek wstał, muszę kończyć papa - pożegnałam się i rozłączyłam, odstawiając telefon na blat. Nałożyłam jajecznicę na dwa już wcześniej przygotowane talerze i postawiłam je na białym, drewnianym stole, ,który stał na tarasie. Wróciłam jeszcze po dwa kubki z kawą. I w tej samej chwili do kuchni wszedł Hazz.
- Cześć słoneczko - cmoknął mnie w policzek.
- No hej - odpowiedziałam a on zabrał ode mnie gorące kubki - Jak się spało ? - zapytałam udając się na taras i rozkładając sztućce.
- Z Tobą zawsze cudownie - uśmiechnął się i usiał na jednym z krzesełek popijając kawę - Ooo przygotowałaś śniadanie - Jego oczy nagle zrobiły się jak pięciozłotówki, strasznie się cieszył.
- Tak, ale nie obyło się bez małej pomocy eksperta - przyznałam i usiadłam na przeciwko. Słońce powoli wstawało, promienie przedzierające się przez chmury tańczyły po twarzy Harrego, który był w samych bokserkach. A on po prostu zażerał się jajecznicą. Starałam się zapamiętać ten moment. Jednak nie dane mi było siedzieć sobie w spokoju. Nagle zrobiło mi się ciemno, przed oczami. Pobiegłam czym prędzej do łazienki, dzięki Bogu w całym mieszkaniu były dwie, jedna na dole zaraz obok kuchni i druga na górze połączona z sypialnią.
Ledwo dobiegłam i znów to samo. Poczułam że mój żołądek jest już zupełnie pusty. Ewidentnie coś ze mną było nie tak. Zawroty głowy, poranne mdłości i do tego jeszcze ta chęć zestawiania różnych smaków. Moje rozmyślania przerwało pukanie do drzwi toalety.
- Mogę ? - zapytał wychylając się zza framugi, nie zdążyłam odpowiedzieć już był obok mnie - Jak się czujesz ?
- Kiepsko - przyznałam, on ukucnął na przeciwko mnie i przyłożył dłoń do mojego czoła.
- Nie masz temperatury - stwierdził i spojrzał na mnie badawczo - Najpierw w nocy, teraz na rano - wyliczał - Jedziemy do lekarza - zarządził.
- W porządku - nie protestowałam. Było mi to na rękę, bo na prawdę czułam że coś jest nie tak.
Nie czekając aż sama się podniosę, oplótł jedną ręką moją talię a drugą uniósł moje uda. Zaniósł mnie do salonu i ułożył na kanapę.
- Zaraz wracam - pobiegł na górę się ubrać. Tak bardzo się przejmował. Gotowy zbiegł na dół w przeciągu zaledwie kilku minut. Znów chciał mnie podnieść kiedy zaprotestowałam :
- Dojdę o własnych siłach - zdobyłam się na uśmiech.
- Niech już będzie, ale podaj mi rękę - wyciągnął dłoń, wychodząc złapał kluczyki i komórkę.
Po drodze do kliniki, którą polecił sam wujek Simon, Harry dosłownie co 3 minuty pytał czy wszystko w porządku, zaczęło mnie to irytować.
- Wszy..
- Tak żyję i nie zamierzam wypluwać flaków - uprzedziłam go, kiedy już miał się pytać.
- Więc świetnie - posmutniał
- Ej.. Hazz - dotknęłam jego policzek (mogłam sobie na to pozwolić bo akurat staliśmy na światłach) - nie martw się, jeśli coś będzie nie tak to dowiesz się pierwszy, zapewniam się - i uśmiechnęłam się resztkami sił.
- Dobrze - zatwierdził.
Do kliniki nie było daleko, około 20 minut drogi od naszej willi. Wokół budynku rozciągał się mały park, drzewa dawały trochę cienia, spacerującym tam staruszkom, a ławeczki były rozstawione na alejkach spacerowych. Hazz nie spuszczając mnie z oka załatwiał formalności na recepcji. Klinika wyglądała na prywatną, nie każdy wchodził tam tak sobie z "ulicy". Byłam pewna że zostałam oddana w najlepsze ręce. Na badania zawiozła mnie pielęgniarka wózkiem. Chciałam iść sama, ale Harry i ona uparli się jak na złość że będzie mi wygodniej. Oczywiście Harry dotrzymywał nam kroku, nie chciał mnie zostawić samej.
- Niestety dalej już Pan nie może iść - pielęgniarka zatrzymała Harrego przed gabinetem.
- Dam sobie radę - zapewniłam go - poczekaj tutaj - wskazałam na krzesło stojące pod ścianą.
Nic nie odpowiedział po prostu został tam. Przeszłam serię badań m.in. badanie krwi i USG. Po wszystkim wyszłam z gabinetu na własnych nogach. Ujrzałam Harrego, siedział z ukrytą twarzą w dłoniach, kiedy usłyszał kroki od razu się podniósł.
- Już ? - zapytał pochodząc do mnie.
- Tak , teraz musimy poczekać na wyniki - poinformowałam.
Ze względu na długi czas oczekiwania, poszliśmy się przejść. Wyszliśmy przed budynek, trzymając się za ręce i podążyliśmy jedną z alejek. Harry zaproponował byśmy usiedli na ławce. Usiadłam mu na kolanach. Potrzebowałam chwili bliskości.
- I co Ci tam robili ? - zapytał odgarniając moje włosy z ramienia.
- Wiesz takie tam rutynowe badania - nie chciałam opowiadać szczegółów.
- Yhym - nie wypytywał o więcej. Widział że nie byłam skora do rozmowy na ten temat - Kocham Cię wiesz ? - zapytał retorycznie, bawiąc się moimi włosami. Zakręcał sobie kosmyk wokół palca i odkręcał. Nie patrzył mi w oczy, był zbyt skupiony na wykonywanej czynności.
- Wiem - pogłaskałam go po włosach - Ja Ciebie też - zbliżyłam swoją twarz, zmuszając go do spojrzenia mi w oczy. Jego oczy zabłysły a nasze usta złączyły się w pocałunku.
Po 15 minutach wróciliśmy do środka.
- Zapraszam za mną - poinstruowała pielęgniarka i zaprowadziła nas do pokoju - Zaraz przyjdzie lekarz - zapewniła. Pokoik był malutki, mieściła się tam tylko kozetka i biurko. Usiadłam na kozetce i zniecierpliwiona zaczęłam machać nogami w powietrzu. Harry zaśmiał się lekko.
- No co ? - zapytałam zdziwiona.
- Nic, nic tylko wyglądasz tak słodko - uśmiechnął się a w policzkach miał te swoje urocze dołeczki, w odpowiedzi prychnęłam. Po chwili wszedł Pan doktor.
- Witam - wymienił uścisk dłoni z każdym z nas i zasiadł za biurkiem - Panna Elizabeth zgadza się ?
- Tak - odparłam.
- No tak... - spojrzał na wyniki - więc z tego co widzę wynika że jest pani w ciąży - powiedział bez ogródek. A dla mnie świat się zatrzymał. Wszystko zaczęło składać się w jedną całość. Zmiany nastrojów, poranne mdłości, różne smaki. Byłam w szoku.
- Ale jak to w ciąży ? - ciszę przerwał Harry.
- Już leci 5 tydzień - zaśmiał się lekarz - Będzie Pan ojcem - uświadomił Harremu po chwili.
Nie dowierzając chwyciłam się za brzuch. Jak mogłam nie zauważyć ? No tak, okres spóźniał mi się o kilka dni, ale nie przypuszczałam że mogę być w ciąży. Harry rozpromieniał.
- Oto zdjęcia waszej fasolki - wstał i podał mi zdjęcia USG - zostawię was samych - poklepał Hazzę po ramieniu i wyszedł.
- W ciąży ? - powtórzyłam - Jestem w ciąży - nadal do mnie nie docierało , patrzyłam na zdjęcia naszego maleństwa. Harry zbliżył się tak że nasze czoła się stykały. Oplótł swoimi dłońmi moją talię.
- A co Paul powie na to ? - nagle zalała mnie fala strachu.
- Przestań się przejmować - zapewnił Hazz i przeniósł dłoń na mój brzuch - Mogę ? - zapytał a ja w odpowiedzi skinęłam głową. Odsłonił moją białą bluzkę i położył dłoń.
- Witaj kochanie - miałam łzy w oczach, Harry spojrzał na mnie - Jestem Twoim tatą - uśmiechnęłam się. Pocałował mnie i poczułam że uśmiecha się przez pocałunek. Z kliniki wyszliśmy szczęśliwi. Przed wyjściem dostałam broszurki dla przyszłych mam i zapisałam się do tamtejszego ginekologa. Teraz zostało tylko powiadomić wszystkich.