wtorek, 20 listopada 2012

Rozdział 16 : Wyprowadzka


Hm... co tu dużo pisać, dziękuję za te dwa komentarze, które zmotywowały mnie do pracy. Do tego jestem jeszcze chora, więc znalazłam więcej czasu. Oddaję w wasze ręce rozdział szesnasty i liczę na wasze opinię.

~*~

Łzy leciały strumieniami. Wszystko co znalazło się moich w rękach lądowało w walizce i kartonowych pudłach porozstawianych po całym pokoju. Nasze wspólne zdjęcia, moje rzeczy, mój budzik, ulubiony kubek, przytulanka, pudełko po pierniczkach w którym przechowywałam jakieś drobiazgi, zeszyty, płyty, książki, nawet plakaty ze ścian zrywałam.Prawie całe moje życie miałam spakować w jednej chwili i wywieźć jak najdalej stąd. Nie mogłam powstrzymać płaczu. Byłam cała roztrzęsiona. Dzięki Bogu nie było nikogo w domu. A wszystko przez nich. Jak mogłam w ogóle do tego dopuścić ? Po co ich tam zapraszałam ? Nie miałam pojęcia że tak zareagują. Jak oni mogli nasze dziecko nazwać bachorem ? Przecież ono i Hazz jest teraz całym moim życiem. Jeszcze do niedawna oni też nim byli, od kilku dni już nie są. Nie ja o tym zadecydowałam. To oni to zrobili. Chcieli żebym usunęła ciążę. Jak mogli o tym w ogóle pomyśleć ?
Jestem młoda, tak owszem, miałam plany i marzenia. Chciałam skończyć studia, znaleźć pracę, ułożyć sobie życie z Harrym. Ale wszystko się potoczyło inaczej czy tak trudno to zaakceptować ? Przecież byłam ich córką, nie mogli mnie tak po prostu skreślić. Nie mogli ? Przecież właśnie to zrobili...myśli kotłowały się w mojej głowie, doprowadzając do jej bólu. Z niesamowitą (jak dla ciężarnej) szybkością moje rzeczy trafiały do pudeł. Miałam nadzieję że zdążę. I nagle znajomy dźwięk przekręcanego klucza w zamku, tak dobrze go znałam. Na chwilę zamarłam. Czułam się jak intruz, jak złodziej we własnym domu. Opanowałam wszelkie emocje i łzy. Po chwili wróciłam do wykonywanej czynności. Jak gdyby nigdy nic kolejna bluzka z impetem trafiła do walizki. Musieli mnie usłyszeć, bo matka od razu wbiegła do pokoju, a za nią ojciec rzecz jasna.
- Co ty robisz dziecko kochane ?! - wykrzyczała oburzona.
- Witaj matko , witaj ojcze - oschle się przywitałam unosząc głowę znad szuflady komody - Wyprowadzam się - dodałam.
- Jak to wyprowadzasz ? - zapytał zdziwiony ojciec. A to dobre, najpierw mówi że sobie życie zrujnowałam, że z jakimś niedojrzałym chłopczykiem, dziecko "zrobiłam", a teraz się martwi. 
- Pakuję swoje rzeczy w kartony i walizki, wkładam je do samochodu, zawożę je na lotnisko, później polecą ze mną samolotem, z lotniska odbiorą je odpowiednie powołane do tego osoby i tak oto przebiega proces wyprowadzki - zakończyłam to lekko się śmiejąc.
- Do swojego kochasia ? - zapytał znów z ironią.
- Jeśli masz na myśli ojca mojego dziecka, to tak - odpowiedziałam, nie dając się sprowokować.
-  Rób jak chcesz... - poczułam, że machnął teatralnie ręką, ale nie patrzyłam na niego, zajęta segregacją książek do wyrzucenia i zabrania, myślałam tylko o tym żeby jak najszybciej opuścić to miejsce. Wyszedł, natomiast matka w porównaniu do niego próbowała wzbudzić moją litość. Wylewała łzy, siedząc na pufie ze spuszczoną głową w rogu prawie pustego już pokoju.
- Dlaczego mi to robisz ? - zapytała szeptem po chwili ciszy.
- To ty dokonałaś takiego wyboru - spojrzałam jej prosto w oczy - ja tylko wypełniam Twoją wolę - chwyciłam za telefon, wybrałam numer Nate'a i wysłałam wiadomość, że jestem już gotowa. Sama nie poradziłabym sobie. Nate był jedyną osobą, która obiecała mi pomóc i nie musiałam mu niczego tłumaczyć, bo był na przyjęciu, kiedy wszystko się zdarzyło.
- Nie chcę żebyś nas opuszczała - kiedy usłyszałam to z jej ust, poczułam ukucie, jednak nie mogłam się dać sprowokować. Obiecałam sobie.
- Już za późno - oznajmiłam, zapinając zamek fioletowej walizki.
- Jesteś za młoda na dziecko, przecież nie dasz sobie rady - zaczęła znów swój monolog.
- Jestem już dawno pełnoletnia - przerwałam jej - Sama decyduje o tym czy je urodzę. Nie masz prawa podejmować za mnie decyzji - poczułam napływający potok łez - Nie pozwolę Ci na to. Rozumiesz ?! - krzyknęłam i odruchowo zasłoniłam brzuch.
- Eliza bądź rozsądna - wstała i wyciągnęła rękę w moją stronę - przecież on prędzej, czy później zostawi Cię dla innej, to jest gwiazda. Znudzisz mu się i Cię zostawi - wiedziała gdzie uderzyć i rzeczywiście zabolało.
- Mylisz się ! - krzyknęłam jej prosto w twarz i wybiegłam z pokoju po drodze chwytając za torebkę. Przed wyjściem cisnęłam kluczykami w stronę stolika, stojącego w salonie. Otworzyłam drzwi i wpadłam prosto na Nate'a. Przytuliłam go mocno, nerwy puściły, a łzy popłynęły.
- Wszystko jest w pokoju - załkałam w jego tors.
- Zaczekaj w samochodzie dobrze ? Za chwilkę będę - pogłaskał mnie, oderwałam się od niego i otarłam spływającą maskarę.
- Dzięki - powiedziałam, łamiącym się głosem i ruszyłam w stronę Volvo.
Postanowiłam zostać na noc u Nate'a i Andy'ego, ponieważ po pierwsze nie miałam siły na kolejny lot (uwierzcie uwielbiam latać, nigdy nie miałam z tym problemów, ale w ciąży wszystko się zmienia), a po drugie nie było żadnego bezpośredniego połączenia do Londynu. Nie miałam ochoty na przesiadki na autokar, bądź inny środek transportu, kosztowałoby mnie to dużo czasu i energii. A i tak teraz miałam dosyć na głowie nerwów związanych z wyprowadzką. W drodze do Nate'a myślałam czy powinnam zadzwonić do Harrego. Nie chciałam żeby się martwił, a nie daj Boże przyjeżdżał tutaj po mnie (bo był do tego zdolny).
- Trzymasz się ? - zapytał Nate przerywając ciszę.
- Yhym - przytaknęłam, wciąż nie odrywając wzroku od szyby.
- Eliza , spójrz na mnie - poprosił, spojrzałam - mogę coś dla Ciebie zrobić ? - zwrócił się do mnie, jednocześnie nie spuszczając wzroku z jezdni.
- Po prostu nie rozmawiajmy o tym - wiedziałam, że i tak będę musiała wrócić prędzej czy później do tej sprawy, ale w tej chwili jedyne co chciałam to położyć się do łóżka. Czułam się wyczerpana. 
- W porządku - odpowiedział z pełnym zrozumieniem - chłopiec czy dziewczynka ? - nie mógł się powstrzymać, był strasznie ciekawy.
- Nie wiem, nie chcemy znać płci przed porodem - odpowiedziałam, po czym na moją twarz automatycznie wpłynął uśmiech. Byłam strasznie szczęśliwa że będę mamą. Zawsze myślałam, że nie znajdę odpowiedniej osoby, która wychowa ze mną dziecko. Harry owszem nie był ideałem, miał swoje wady i zalety, jak każdy. Jednak kiedy widziałam jak podchodzi do cudzych dzieci np Lux (dziecko stylistki 1D), to serce miękło. 
Kiedy dotarliśmy na miejsce, nie wypakowywaliśmy walizek, jedynie jedną, tą podręczną. Bowiem jutro, przed południem miałam lot powrotny. Przyznam, że dopiero, stojąc przed drzwiami zorientowałam się, że pierwszy raz spotkam Andy'ego. Nie było go na przyjęciu, bo Nate bał się go zabrać, ale oficjalna wersja dotyczyła "ważnych" spraw zawodowych. Miałam lekką tremę. Weszliśmy do środka.
- Hej, jesteśmy ! - krzyknął Nate z korytarza. 
- Jestem w kuchni - poinformował nas głos.
- Eli na prawo jest pokój gościnny, w którym będziesz spała - poinstruował Nate - na przeciwko salon, dalej kuchnia, łazienka jest za rogiem a nasza sypialnia na końcu korytarza - odpowiedział na wydechu. Mieszkanie było nie małe. Ale przecież stać ich było na to, tylko czy to nie za duży metraż jak na dwójkę ? Odłożyłam walizkę przy drzwiach, nawet się nie rozglądając, bo od razu po śladach Nate'a ruszyłam do kuchni.
- Zimno na dworze prawda ? - usłyszałam ciepły głos zanim weszłam do pomieszczenia - Może zrobię wam herbaty ? 
- Bardzo chętnie - odpowiedziałam wyłaniając się zza framugi drzwi. Moim oczom ukazał się blondyn, o niebieskich oczach i krótkich włosach. Był dobrze zbudowany, jego biodra przepasał fartuszek. Ubrany był w czarny T-shirt z niebieskimi napisami i szare dresy. Jego uśmiech był bardzo przyjazny. 
- Witaj Eliza - uśmiechnął się jeszcze szerzej - Jestem Andy.
- Hej - podałam mu dłoń.
- A no tak, przecież wy się jeszcze nie znacie - puknął się w głowę Nate, a my wybuchnęliśmy śmiechem. 
- Co do herbaty - kontynuował Andy - jaką sobie życzysz ? - zapytał grzecznie, otwierając szafkę i prezentując kilkanaście rodzai do wyboru.
- Hm... może zieloną z maliną - wybrałam wskazując palcem.
- Już się robi, a ty kochanie ? - z lekkim przekąsem zapytał Nate'a.
- Dla mnie to samo - odpowiedział wystawiając język.
- Jeśli pozwolicie to ja pójdę zadzwonić - wtrąciłam.
- Jasne - odpowiedzieli niemalże równo.
Wycofałam się do mojego tymczasowego pokoju i wybrałam numer Hazzy. Serce wygrało z rozumem, kolejny raz. Minęły trzy sygnały i nikt nie odebrał, nigdy tak długo nie czekałam. W końcu w słuchawce zabrzmiał głos automatycznej sekretarki. Wybrałam jeszcze raz jego numer. Nic. I jeszcze raz. Nic. Kolejny raz i nic. Poddałam się i wróciłam do przyjaciół. Przez cały wieczór siedziałam i rozmyślałam nad rodzicami... nie mogłam znaleźć żadnego sensownego powodu dla którego mogliby mnie tak potraktować. W końcu zmęczona tym wszystkim zasnęłam. Śniłam czułam to, nie pamiętam o czym był ten sen, ale nagle zaczęła brzmieć podobna muzyka do mojego dzwonka. Hello ! To był mój dzwonek. Obudziłam się, nie otwierając oczu, ściągnęłam telefon ze stolika nocnego i odebrałam go. 
- Obudziłem Cię prawda ? - szepnął ochrypły głosik.
- Yhym - tylko tyle mogłam powiedzieć, a raczej wymamrotać.
- Nie odbierałem, bo mieliśmy próby i później imprezę - wytłumaczył. Nie miałam mu tego za złe, w końcu przecież miał prawo się bawić. 
- Nic się nie stało - odpowiedziałam przecierając lewe oko.
- Odbiorę Cię jutro z lotniska, teraz śpij już dobranoc - zapewnił i pożegnał się.
- Dobranoc - odpowiedziałam i włożyłam telefon pod poduszkę. Po chwili już znowu odpłynęłam.

piątek, 2 listopada 2012

Rozdział 15 : Baby shower


Po długiej przerwie witam listopad i was nowym rozdziałem. Mam nadzieję że wam się spodoba. Nie ukrywam że liczę na komentarze.W razie pytań ASK.

~*~

Po tak przyjemnym weekendzie ciężko było wracać z powrotem do Londynu. Tym bardziej że już w następny weekend wszyscy mieli dowiedzieć się o naszym skarbie. Nie wiem jak Hazz, ale ja się troszkę bałam tego wszystkiego. Zdecydowaliśmy ściągnąć wszystkich bez wyjątków. W piątek miała przyjechać mama z tatą, a rodzice Harrego mieli być w sobotę, w dzień przyjęcia. Harry nie chcą obciążać mnie wszystkim postanowił wynająć eksperta, który organizuje takie przyjęcia na co dzień. Miałam nadzieję, że osoba ta będzie dość dyskretna i kompetentna. Harry w natłoku wywiadów i spotkań nie mógł niestety jechać ze mną na spotkanie. Musiałam sama sobie poradzić. Umówieni byliśmy na godzinę czternastą w restauracji w samym centrum Londynu. Postanowiłam ubrać się w czarną bluzkę z nadrukiem, rurki i do tego białe szpilki. W razie deszczu wzięłam biały żakiet, choć i tak samochód był podstawiony pod sam dom. Nałożyłam lekki makijaż, upięłam włosy w zgrabnego koczka i ruszyłam do wyjścia. Szofer otworzył mi drzwi od czarnego grand rovera. Zapakowałam się do środka, ściągając z ramienia czarną torebkę. Nie czułam się dobrze, bo poranne mdłości nadal mnie dopadały. Do tego jeszcze wcinałam za dwóch. Na śniadanie zjadłam trzy rogaliki maślane i jogurt malinowy, plus jeszcze kawa (której swoją drogą nie powinnam pić). Ale takie były uroki ciąży. Brzuszka jeszcze nie było widać... z resztą to dopiero ósmy tydzień. Z zamyślenia wyrwał mnie dźwięk komórki. Chwyciłam za telefon.
- Tak słucham - odpowiedziałam poważnym tonem.
- Witaj słoneczko - przywitał się lekko ochrypły ,męski głos.
-  Harry ! Co słychać ? - ucieszyłam się, że go słyszę, rano tak wcześnie wyszedł, lekko zaspana żegnałam go w piżamie.
- Właśnie mam przerwę. A co u Ciebie ? Jak się czujesz? - zapytał troskliwie
- Jadę właśnie na to spotkanie, czuję się dobrze - skłamałam, nie chciałam go martwić .
- Może spotkamy się na mieście ? Myślę że wyrwę się wcześniej z tej sesji - powiedział zmęczonym tonem.
- Jasne - odpowiedziałam entuzjastycznie.
- HALO !!! ELI ? HAZZ CIĘ KOCHA - usłyszałam Lou w słuchawce - ON CIĘ KOCHA SŁYSZYSZ ?
- Tak, wiem - zachichotałam.
- LOU... oddaj mi tą słuchawkę do cholery ! No już! Oddawaj! - nie mogłam powstrzymać śmiechu - OKEJ...... JUŻ DAJĘ.............BYYYYE ELI !
- Pa Lou - odpowiedziałam i cmoknęłam.
- Eh... przepraszam Cię najmocniej... ten idiota - tłumaczył się.
- Ej... nic się nie stało, do zobaczenia paa - pożegnałam się.
- Kocham Cię, bye ! - odpowiedział.
Już miałam włożyć telefon do torebki kiedy pomyślałam że wejdę na Twittera, w sumie dawno już nie odwiedzałam tego portalu. Oczywiście moje interakcje jak zawsze były przepełnione wiadomościami od fanek. Kiedy czytałam niektóre z nich byłam wzruszona (i to nie były tak zwane "hormony"), fanki potrafiły być takie kochane, ale oczywiście zdarzały się pojedyncze tweety osób, które po prostu z góry mnie osądzały i nienawidziły. Szczerze nie rozumiałam takiego zachowania. Nikomu nie każe mnie lubić, ale jakiś szacunek dla człowieka powinny mieć. Pomyślałam że fajnie byłby zorganizować jakieś spotkanie z tymi dziewczynami. Może jakąś imprezę, ale bez paparazzi. Oczywiście musiałam to uzgodnić z Paulem. Z zamyślenia wyrwał mnie Tim (szofer).
- Jesteśmy na miejscu proszę Pani - powiedział odwracając się w moją stronę.
- Dziękuję bardzo - odpowiedziałam potwierdzając lekkim uśmiechem i wysiadłam. Przemierzając krótki odcinek chodnika rozejrzałam się dookoła i przystanęłam. Dawno nie byłam na zakupach, ostatnio w ogóle nie wychodziłam z willi. Postanowiłam że umówię się z Danielle na zakupy i przy okazji wypytam co słychać z Liamem. Wysłałam jej wiadomość tekstową i ruszyłam w stronę restauracji.
 Przy stoliku już czekała na mnie kobieta, w średnim wieku, miała krótkie, rude włosy, idealnie ułożone. Wyglądała bardzo przyjaźnie.
- Dzień dobry - przywitałam się pochodząc do stolika.
- Witam Panią - wstała podając mi rękę - Jestem Kristina - przedstawiła się.
- Bardzo mi miło Panią poznać, jestem Elizabeth, ale proszę mówić mi Eliza - uśmiechnęłam się i po tych wszystkich formalnościach, za którymi nie przepadałam przeszłyśmy do konkretów.
- Więc jak chciałabyś to zorganizować ? - zapytała bez ogródek.
-  Hm... myślałam o przyjęciu, może najlepiej w jakimś ogrodzie. Nikt z gości nie wie o ciąży, więc to nie będzie typowe baby shower, takie zorganizujemy później, kiedy już wszyscy się dowiedzą- sprecyzowałam - Wydaję mi się że wszyscy będą oczekiwali oświadczyn, ale tutaj będzie chodziło głównie poinformowanie ich o ciąży, oczywiście żadnych mediów, paparazzi i dziennikarzy. Chciałabym żeby ciąża, jak długo to będzie możliwe, była zachowana w tajemnicy przed mediami.
- Rozumiem, w takim razie myślę że najlepiej będzie jeśli jutro przyjedziesz do biura. Przedstawię ci wtedy mój projekt a szczegóły uzgodnimy na miejscu.
- Już jutro ? - zdziwiłam się.
- A czy to jest jakiś problem ? - zapytała Kristin lekko się uśmiechając.
- Oczywiście że nie, ale zaskakuje mnie twoja szybkość - przyznałam. W miedzy czasie poprosiłyśmy o  rachunek.
- To jest moja praca, poza tym zostało nam tylko kilka dni do weekendu - przypomniała mi, ubierając płaszcz.
- No tak - przyznałam, nakładając swój żakiet na ramiona.
- Dobrze w takim razie do zobaczenia jutro - pożegnała się.
- Dziękuję, do jutra - pomachałam jej na pożegnanie i lekko trzęsąc się z zimna ruszyłam w stronę znajomego mi samochodu. Tim ,otwierając mi drzwi uśmiechał się tajemniczo. Spojrzałam do środka, a tam nie kto inny jak moja lokowana główka. Przywitał mnie z uśmiechem.
- Tęskniłem - wygramolił się na zewnątrz i pocałował mnie na powitanie. I nagle błysk fleszy. Drzwi auta się zatrzasnęły. Odwróciłam się w stronę dziennikarzy. A oni jak szaleni strzelali w nas pytaniami.
Czy jesteście zaręczeni ?
Jak to jest żyć z Harrym Stylesem ?
Jesteście szczęśliwi ?
Harry nie był w szoku. Ja miałam zakaz wypowiadania się. Więc chwyciłam za ramię Harrego wtulając głowę w jego zagłębienie pod obojczykiem. Natomiast on z wypiętą do przodu klatą odpowiedział grzecznie, lecz z nutką cynizmu w głosie :
- Drodzy Państwo, to nasze prywatne sprawy, nie mamy zamiaru niczego komentować - zabrzmiały jego stanowcze słowa - A teraz pozwolicie że zabiorę moją ukochaną na obiad - dodał z uśmiechem i otworzył drzwi. Skinęłam głową w stronę tłumu i wskoczyłam do auta, a Hazz za mną. Kiedy zamknął drzwi poczułam ulgę. Taka była cena bycia z członkiem, sławnego na cały świat, boysbandu. Z jednej strony to kochałam, ale z drugiej równie mocno nienawidziłam.
- To co robimy ? - zapytał jak gdyby nic nigdy się nie zdarzyło.
- Jedźmy do domu - poprosiłam patrząc mu głęboko w oczy - zamówimy pizze dobrze ?
- Dobrze - odpowiedział - Wszystko w porządku ? - chyba się martwił. Nie wiedziałam co odpowiedzieć bo świetnie nie było, ale najgorzej też nie. 
- Nie lubię takich sytuacji, jeszcze się nie przyzwyczaiłam do tego - przyznałam szczerze. 
- Ej mała - zmusił mnie do ponownego spojrzenia prosto w jego zielone tęczówki - jestem z Tobą, jesteśmy razem. Damy jakoś radę yeah ? - pogłaskał mój policzek.
- No jasne - odpowiedziałam siląc się na uśmiech i po prostu go przytuliłam. Tak mocno i łapczywie, jakby to oddawało jak bardzo boję się że zniknie nagle. 
Po powrocie do domu zamówiliśmy dużą pizzę. Oczywiście wyszło na to że ja zjadłam tylko 2 kawałki, resztę pochłonął Hazz. Oglądaliśmy sobie komedie romantyczne, siedząc w salonie wtuleni w siebie niczym para nastolatków. Tą sielankę przerwał dźwięk domofonu. Lekko śpiąca uniosłam się z kolan Harrego by ten mógł iść otworzyć. Usiadłam i spojrzałam wyczekująco w stronę korytarza. Usłyszałam śmiech, później krzyk i już wiedziałam co się święci. 
Do pokoju wbiegli po kolei Lou, Zayn i Niall, na końcu szedł Liam z dotrzymującym mu kroku Harrym. 
- Witaj Eli - wskoczył na miejsce obok mnie Lou i cmoknął mnie w policzek. 
- Cześć El - przytulił mnie Niall, ahh ten Horan hug, najlepszy pod słońcem. 
- Eliza ! - po chwili byłam już w objęciach Zayna. Brakowało tylko Liama, który chyba speszony ostatnim wydarzeniem, lekko wystraszony, tylko pomachał mi z daleka. 
- Chłopaki co wy tu robicie ? - zapytałam, kiedy w końcu zostałam odstawiona na miejsce. 
- Wpadliśmy z wizytą - krzyknął Zayn.
- I mamy żarcie - dodał Niall ,unosząc dwie paczki popcornu w jednej ręce i dwie paczki chipsów w drugiej.
- Czyżbyśmy przerwali wam upojny wieczór we dwoje ? - zapytał podejrzliwie Lou.
- Ależ oczywiście - odpowiedział Harry wystawiając język - Więc teraz siedźcie tutaj grzecznie i wybierzcie jakiś film a ja porywam Eli do kuchni dokończyć to co nam przerwano - wziął mnie na ręce i zaniósł tam gdzie obiecał. Usłyszałam za sobą aplauz i zaczęłam chichotać. Kiedy wszedł do kuchni usadził mnie na blacie. A sam odwrócił się plecami, odszedł kilka kroków do przodu i z powrotem wrócił, oparł dłonie między moimi udami i uniósł głowę do góry, spoglądając na mnie wyczekująco. 
- Nie sadzisz że powinniśmy im teraz powiedzieć ? - zaskoczył mnie - To są nasi przyjaciele, uważam że powinni wiedzieć. 
- Zgadzam się z Tobą - odpowiedziałam przytakując , nastała chwilowa cisza, chyba oboje nie wiedzieliśmy jak im to powiedzieć - tylko boję się ich reakcji - przyznałam. 
- Ja też - spuścił głowę - ale chyba nie myślisz że nas zostawią, nie zostawią nas prawda ? - zapytał ze szklanymi oczyma.
- Nie zostawią - odpowiedziałam całując go w czoło i głaszcząc jego loki. 
- No to chodźmy - pomógł mi zejść z blatu i objął mnie w tali. Dochodziliśmy do drzwi.
- Czekaj - zatrzymałam nas - ale ty czy ja ? - dobrze wiedział co mam na myśli. 
- Ja - odpowiedział dzielnie, a ja uśmiechnęłam się pocieszająco i ścisnęłam jego dłoń, leżącą na mojej talii.
Szliśmy jak na skazanie, ale nie było innego wyjścia. Zbieg okoliczności sprawił że byliśmy wszyscy w jednym miejscu o jednym czasie. Opuściliśmy kuchnię. Kiedy zobaczyłam tych kochanych idiotów kłócących się jaki film będziemy oglądać, rzucających się popcornem i skaczących po kanapie w bitwie o pilot, wiedziałam że będzie dobrze. 
- Chcielibyśmy wam coś powiedzieć - stanęliśmy na przeciwko nich, nastała cisza.
- Słuchamy - rozłożył ręce Lou w geście otwarcia.
- No... bo.... em.... będę ojcem - spuścił głowę, oczekując linczu. 
- WHAT ?! - krzyknęli wszyscy chórem.
- Jestem w ciąży - potwierdziłam. 
O boże, nawet nie wiecie jaki wyrok na siebie ściągnęliśmy, kiedy już do wszystkich wszystko dotarło. Otoczyli nas i zaczęli całować, macać po brzuchu, zachwycać się i przede wszystkim gratulować. Wszyscy byli tacy szczęśliwi. Gdyby mogli zaczęliby mnie nosić na rękach. Byli tacy przejęci.
- Pierwsze baby w zespole - krzyczał Niall.
- Och... będzie takie śliczne - zachwycał się Zayn.
- Będzie nosiło paski ! - zastrzegł Lou.
- Gratuluje wam , będziecie świetnymi rodzicami - skwitował Liam. 




środa, 1 sierpnia 2012

Rozdział 14 : Weekend

Wiem, że oczekiwaliście jakiejś akcji z Danielle i Liamem, ale nie chciałam tak szybko zmieniać tematu. Na razie wszystko jest w temacie ciąży Elizabeth. Jak widzicie nie skończę tego w piętnastu rozdziałach jak planowałam, z resztą wy nie chcecie abym w ogóle kończyła.  Nie wiem jeszcze ile będę pisała to opowiadanie. Myślę już o następnym. Jednak spodziewajcie się jeszcze co najmniej trzech rozdziałów. 
Dziękuję za komentarze, które tak naprawdę dają mi kopa do pisania dalej. Wiem że akurat w tym rozdziale praktycznie się nic nie dzieje, ale oczekuję waszej opinii PAMIĘTAJCIE o komentarzach.  
Jeśli macie jakieś pytania to piszcie na :
~*~

Wyobrażacie sobie co ja przeżywałam przez cały weekend ? Byłam sam na sam z Harrym, po za miastem. Postanowiliśmy wykorzystać piękną pogodę i wyjechać nad jezioro. Wszystkim zajął się oczywiście Hazz. Wynajął działkę z domkiem nad samą wodą. Innymi słowy prywatna plaża. Przed wyjazdem dokładnie się spakowałam. Harry stał się bardziej opiekuńczy.
- A krem z filtrem spakowałaś ? - zapytał , stojąc przed swoim bagażem.
- Tak, jest w niebieskiej kosmetyczce - krzyknęłam z łazienki, stojąc nad umywalką i pakując kosmetyki Harrego.
- Dobrze że mam Ciebie - nawet nie wiem kiedy się przyczłapał, szepnął mi do ucha i oparł głowę na moim ramieniu, oplatając delikatnie mój brzuch swoimi masywnymi dłoniami.
- Oj już się tak nie przymilaj - spojrzałam w lustro, widząc jego uśmiechniętą mordkę, wolną dłonią sięgnęłam do jego policzka i potarłam go kciukiem.
- Jestem najszczęśliwszym facetem pod słońcem - zapewnił, głaskając mój brzuch - Wiesz czytałem dużo o ciąży - kontynuował - i chcę być przy porodzie - oświadczył w końcu.
- Dobrze - potwierdziłam uśmiechem - ale najpierw czeka nas dziewięć ciężkich miesięcy, nie zapominaj - upomniałam - a teraz sprawdź czy spakowałeś kąpielówki - poleciłam, odwracając się przodem do Niego i wskazałam walizkę.
- Najważniejszego bym zapomniał - chwycił się za głowę i ruszył w kierunku szafy, a ja zachichotałam.
Ubrana i gotowa z mapą w ręku zeszłam na dół, Hazz w tym czasie zajął się walizkami. Poszłam do kuchni i wybrałam numer do Nate'a. Już po pierwszym sygnale odebrał:
- Halo ? -zabrzmiało w głośniku.
- Cześć Nate - beztrosko przywitałam się z dawnym szefem. Kilka dni po tym jak postanowiłam wrócić do Londynu i do Harrego, pojechałam zamknąć wszystkie stare sprawy. Pogodziłam się z Iris, lecz ona nadal miała mi za złe że rzuciłam wszystko dla ukochanego.  Odeszłam z pracy, jednak Nate prosił bym została z nim w stałym kontakcie. Co jakiś czas albo on, albo ja dzwoniliśmy do siebie. 
- Eli, co tam słychać ? - zapytał wyraźnie zadowolony.
- W porządku, wybieramy się z Harrym nad jezioro, na cały weekend - opowiedziałam mu o miejscu do którego się wybieraliśmy, tak jak to mi sam Styles przekazał.
- To świetnie ! - ceniłam w nim to nastawienie pełne entuzjazmu, myślę że dodawało mi to trochę energii - Ja nie wiem co będę robił - posmutniał.
- Jak to ? - zapytałam zdziwiona - Andy nie ma planów ? 
- No właśnie, uszykował jakąś niespodziankę i nie chce mi powiedzieć - tak, Nate jest gejem. Dowiedziałam się tego stosunkowo niedawno, kiedy zwierzał mi się z problemów w związku. Zadzwonił wtedy taki smutny i wkurzony, pomogłam mu. On z resztą nie raz ratował mi tyłek. Zawsze wiedziałam że taki przyjaciel to skarb.
- Nie martw się, niespodzianki są cudowne. Daj mu działać ! - poradziłam.
- Ale wiesz przecież że ja nie lubię jechać w nieznane - poskarżył się.
- Spokojnie będzie fajnie, zobaczysz !  - zapewniłam - Dobra muszę już kończyć - oznajmiłam kiedy usłyszałam dźwięk otwierających się drzwi.
- Miłego weekendu - usłyszałam w słuchawce i rozłączyłam się.  Schowałam telefon do tylnej kieszeni szortów i pchnęłam białe , kuchenne drzwi. Harry siedział na kanapie w salonie, w ręce miał jakieś urządzenie. Gdy mnie ujrzał zaśmiał się.
- O co chodzi ? - zapytałam oburzona.
- Po co Ci ta mapa kochanie ? - wykrztusił rozbawiony.
- Żebyś się nie zgubił kapitanie - odpowiedziałam, myśląc logicznie.
- Otóż - zaczął tonem naukowca, poderwał się i ruszył w moją stronę - pewien mądry człowiek wynalazł elektroniczną nawigację - stanął naprzeciwko  mnie niczym hostessa z supermarketu, prezentując swój produkt jako towar najlepszej jakości - A ja, człowiek dobrze zarabiający, skorzystam z tego wynalazku - inteligentnie zakończył swój monolog, a mi zabrakło argumentów.
- Dobrze więc, człowieku chodźmy do samochodu - poddałam się i ruszyłam w stronę wyjścia.
 Hazz zamknął willę na cztery spusty i ustawił alarm. Ruszyliśmy w drogę. 
"Za 500 metrów skręć w lewo!" ; "Za 250 metrów skręć w prawo!" ; "3 kilometry prosto" ; "Uwaga radar!" - i tak non stop. Myślałam że zaraz się wścieknę. Aby nie wybuchnąć postanowiłam podziwiać malownicze krajobrazy za oknem. Droga była dość krótka, około półtorej godzinki. Muszę przyznać że Sarah, jak nazwał ją Harry, doprowadziła nas do celu, bez większych problemów. Hazz też nie szalał (tak jak czasem na mieście), jechał ostrożnie. Dobrze wiedział że ma pod swoimi skrzydłami ciężarną kobietę (choć jeszcze tego nie było widać, na całe szczęście). Nikt jeszcze nie wiedział o dziecku.
Byliśmy na miejscu. Działka była piękna, wręcz bajkowa. Pełno drzew, krzewów, klombów z kwiatami, a domek był solidny, drewniany, śliczny. Wnętrze było przytulnie urządzone. Oczywiście standard salon z wyjściem na taras i aneksem kuchennym, łazienka połączona z pokojem gościnnym i sypialnia z osobną toaletą. Po odstawieniu walizek poszliśmy na taras z którego od razu wchodziło się na złocisty piasek. Zwinnie ściągnęłam granatowe balerinki, Harry zrobił to samo ze swoimi trampkami. Patrząc głęboko w moje oczy, podał mi dłoń i pociągnął na plażę. Usiedliśmy nad brzegiem, nie patrząc na to czy się ubrudzimy. Oparłam głowę na jego ramieniu a on oplótł moją talię. Podziwialiśmy tak chwilę w milczeniu taflę jeziora.
- Może urządzimy przyjęcie ? - zapytałam, nagle jakby mnie olśniło.
- Dobry pomysł - pochwalił - i wtedy powiemy wszystkim o ciąży - dopowiedział.
- Tak, myślę że to najlepszy sposób - stwierdziłam. 
- Nie mam nic przeciwko, a co z naszymi rodzinami? - sama jeszcze nie wiedziałam. 
- Zastanawiam się właśnie czy ściągnięcie ich aż tutaj ma sens - wyjawiłam. 
- Moi daleko nie mają, ale Twoim trzeba by było załatwić samolot, ochronę, podróż - wyliczał Hazz - ale jeśli chcesz to oczywiście da się zrobić - uśmiechnął się.
- Raczej wypadałoby tak zrobić - poprawiłam. Miałam wątpliwości, ale wiedziałam że mama powinna wiedzieć już dawno. Jednak z drugiej strony sama dowiedziałam się kilka dni temu. Powinnam zadzwonić. 
- Nie ma sprawy sweetie - złożył pocałunek na moich włosach - Jesteś może głodna ? - zapytał po chwili. 
- A co chciałbyś zrobić mi obiad ? - zachichotałam.
- Wątpisz w moje zdolności kulinarne ? - lekko oburzony odchylił się by sprawdzić moją reakcję.
- Jakbym śmiała - znów się zaśmiałam. 
- Jeszcze Ci pokaże ! - odszczekał się. I udał naburmuszonego, krzyżując ręce na klatce piersiowej.
-  Ej Harry - zmusiłam go żeby spojrzał na mnie - żartowałam - i cmoknęłam go w usta. Widocznie było mu mało bo uchwycił moją twarz w dłonie i pocałował namiętnie. Odchyliłam się do tyłu, kładąc się na piasku, Loczek w obawie przed bolesnym upadkiem, potrzymał moje plecy. W przerwie, między kolejnymi pocałunkami zaśmiałam się, bo ten matoł przebiegł palcami po moim odsłoniętym udzie, gilgając mnie przy tym. W odwecie przyciągnęłam jego twarz bliżej mojej i kiedy dzieliły nas minimetry, pocałowałam jego czoło. Wykorzystałam moment jego nie uwagi. Teraz ja siedziałam na nim okrakiem i uniosłam jego koszulkę do góry, dobrze wiedziałam gdzie uderzyć. Przeleciałam placami po jego żebrach , od razu wybuch śmiechem.
- Ok....hahahahaha....ok - nie mógł wykrztusić słowa, wierzgał rękami i nogami - hahahaha....dobra...hahahaahah ....poddaję się...przestań! - błagał o litość. Przestałam i poczekałam aż się uspokoi. 
- A co ja będę z tego miała ? - zapytałam zaczepnie.
- Najsmaczniejszy obiad jaki jadłaś - oparł się na łokciach.
- W porządku - zgodziłam się - Daję Ci godzinę - wstałam i zostawiłam go tam, ruszając w stronę domku. Poszłam do sypialni i zamykając drzwi spojrzałam ukradkiem na niego. Zmieszany wchodził na taras.
Postanowiłam odkopać swój telefon. Akurat dzwonił co ułatwiło mi poszukiwania. Danielle dzwoni
- Cześć Dan - przywitałam się.
- Nie uwierzysz - krzyczała wyraźnie uradowana - Liam zadzwonił żeby i chce się spotkać - no nareszcie chłopak przejrzał na oczy.
- To cudownie ! - odpowiedziałam szczerze.
- Tak, tylko czy to nie jest jakiś żart, albo może chce mi powiedzieć że mam mu oddać tą czapkę baseballówkę ? - była przejęta, z resztą kto by nie był.
- Myślę że nie - miałam nadzieję że się pogodzą.
- Dobra to ja będę się szykować, o 17 jesteśmy umówieni - spojrzałam na zegarek była dopiero 14.30, ale wiedziałam jak to jest.
- Powodzenia Dan - życzyłam jej z całego serca. Bałam się tylko jednego że Alice oskubała Liama z pieniędzy i go zostawiła, a ten biedny z podkulonym ogonem będzie błagał o Danielle wybaczenie . Oby ten scenariusz nie był prawdą. Rzuciłam telefon na nasze łóżko, które swoją drogą było ogromne. Postanowiłam się odświeżyć, wypakowałam z walizki kosmetyczkę oraz lekką i zwiewną sukienkę z kwiatowym motywem. Weszłam do łazienki, była przestronna i świetnie zaprojektowana. Na przeciwko wejścia była umywalka nad którą wisiała szafka, po lewej stronie wisiało podłużne wąskie lustro, w rogu stała wanna z hydromasażem i później bidet a obok toaleta. Na wieszakach wisiały ręczniki w kolorze morelowym ,płytki były w kolorze piaskowym, a wszystkie dodatki kolorystycznie komponowały się z resztą. Na wannie stały różne olejki, płyny do kąpania, sole mineralne, aż ciężko było się zdecydować. Czułam że spędzę tutaj co najmniej godzinę.

poniedziałek, 23 lipca 2012

Rozdział 13 : Choroba ?

 Oto więc przed wami rozdział 13. Pod wpływem weny napisane. Przepraszam za błędy, ale nie robię korekty bo nie mam czasu. Poprawię obiecuję później. Teraz czytajcie : 
~*~

Obudziłam się w środku nocy. W sumie była 5 rano. Od razu pobiegłam do łazienki. Zachwiałam się na nogach i zwróciłam całą wczorajszą kolację, dobrze że trafiłam do muszli klozetowej. Czułam się słabo. Oparłam głowę o zimne płytki. Zaczęłam się zastanawiać co ja takiego mogłam zjeść ?! Zmęczona doczołgałam się do łóżka.
- Czy coś się stało ? - zapytał prawie niedosłyszalnie, nie otwierając oczu, śpiący Hazz
- Nie nic, śpij dalej - zapewniłam, on opadł z powrotem na poduszkę. Nie mogłam się oprzeć i pogłaskałam go po policzku, był taki niewinny, ale to tylko pozory.
Ułożyłam się przodem do Niego i nie przestając go głaskać, obserwowałam jak śpi. Sama nie mogłam zmrużyć oka.
 Po dwóch godzinach przewracania się na drugi bok i układania się w różnych pozycjach stwierdziłam że już nie zasnę. Więc delikatnie by nie obudzić Loczka wstałam i na paluszkach wyszłam z pokoju. Zeszłam na dół do kuchni w poszukiwaniu jakiegoś jogurtu. W lodówce zastałam jedynie marchewki, karton mleka i żółty ser.  A mój brzuch na widok pustki jak gdyby nigdy nic zaburczał sobie. Nie mając wyboru ubrałam się w dżinsowe rurki, za duży, biały t-shirt z nadrukiem "I dating with Harry Styles"/ "Umawiam się z Harry Styles" (który swoją drogą dostałam na naszą pierwszą rocznicę od samego Stylesa) i na nogi włożyłam trampki. Nie miałam zielonego pojęcia gdzie tutaj jest najbliższy sklep, więc nie ryzykując chwyciłam za kluczyki od grand rovera, który jakimś cudem już stał pod domem (zapewne Hazz maczał w tym palce). Wsiadając do auta postanowiłam pojechać do supermarketu i zrobić porządne zakupy. Miałam nadzieję że mój ukochany nie zorientuje się że wyszłam z domu sama i to do tego bez ochrony, bezbronna, pozostawiona na pastwę losu, wrednym paparazzi i oszalałym fankom. Eee, tam kto by się tym przejmował ?
Podjechałam na parking słynnego TESCO i rzuciłam się w regały. W obroty szło wszystko co było jadalne, mój brzuch sam nie wiedział czego chce. Z jednej strony miałam ochotę na ogórki a z drugiej kuszące było połączenie ich z nutellą. Sama się sobie dziwiłam, zawsze jadałam z pewnym gustem smakowym. Czułam się z tym źle. Podjechałam do kasy i zaczęłam wyładowywać wózek. Ekspedientka dziwnie się na mnie spojrzała. Może mnie rozpoznała ? Nie ważne. Przy kasie chwyciłam jeszcze paczkę gum miętowych. Zapłaciłam używając karty,odebrałam rachunek  i pomaszerowałam do wyjścia siłując się z wózkiem. Kiedy wszystkie siatki już były w bagażniku, usiadłam za kierownicą i przeleciałam wzrokiem po rachunku. Wszystko się zgadzało. Nagle moją uwagę przykuła data, nawet nie zauważyłam jak ten czas szybko zleciał- 23 czerwiec. Wsadziłam kluczyk w stacyjkę i odjechałam.
Uśmiechnięta weszłam do domu z zakupami i wszystko zaniosłam do kuchni. Dla rozluźnienia, zajęłam się gotowaniem. Pomyślałam że jajecznica będzie najlepsza na śniadanie. Zanim się do tego wzięłam, poszłam na górę sprawdzić czy Hazz nadal śpi. Uchyliłam mahoniowe drzwi i wystawiłam głowę. Spał jak niemowlę. Wróciłam do kuchni. A więc jajecznica, niby takie proste, ale jednak chyba potrzebowałam pomocy. Dobrze że telefon miałam pod ręką.
- Cześć Niall, obudziłam Cię ? - do kogo innego mogłabym się z tym zwrócić, nasz smakosz i żarłok musiał przecież wiedzieć jak zrobić jajecznicę.
- Niee - ziewnął do słuchawki - w czym masz problem ? - zapytał, gotowy mi pomóc.
- Um... to trochę głupie, tylko się nie śmiej ze mnie - powiedziałam na wstępie.
- Eli mów, o co chodzi - nakazał .
- Jak się robi jajecznicę ? - wykrztusiłam z siebie to pytanie i czułam że się czerwienie .
- Ach... - westchnął i nagle jakby się ożywił - więc myślę że z jajek - zadeklarował poważnym tonem i roześmiał się. Chyba tym samym obudził Zayna bo w tle usłyszałam "Zamknij się idioto!".
- Miałeś się nie śmiać ! - krzyknęłam wyrzutem
- Przepraszam, ale nie wiem - obrał ton męczennika - To Zayn zawsze robi mi jajecznicę na śniadanie, ja ją tylko konsumuje - przyznał. No więc świetnie.
- Podaj mi ją do telefonu - powiedział zachrypnięty Zayn.
- Uważaj oddaję Cię w ręce eksperta -  ostrzegł mnie Niall. No i miał rację.
Zayn był perfekcjonistą, dokładnie podał mi ile jajek, co jeszcze dodać w jakiej ilości, co z czym nie mieszać, co można ewentualnie dorzucić. I dokładnie krok po kroku objaśnił jak przygotować. Serio on by mógł prowadzić jeden z tych programów kulinarnych. Wyobrażacie sobie ? Seksowny prezenter opowiada na ekranie jak upiec kurczaka, jestem pewna że oglądalność takich badziewnych programów nagle by znacznie wzrosła. Ale do rzeczy, udało mi się usmażyć jajecznicę z pomocnikiem w słuchawce.Misja zakończona sukcesem.
- Dziękuję Ci Zayn - powiedziałam najradośniej jak tylko mogłam.
- Ejj a ja to co ? - oburzył się w tle Niall
- Ależ jakże bym mogła zapomnieć- zaśmiałam się - Dziękuję Niallku - wiedziałam że nie przepada jak zdrabnia się jego imię.
- Nie ma za co - odparł Zayn - Teraz jestem skazany na zrobienie Irlandczykowi śniadania, inaczej nie odpuści - zaczął narzekać.
- Więc smacznego - rzuciłam i przez ramię oglądnęłam się za siebie - ocho... królewicz Loczek wstał, muszę kończyć papa - pożegnałam się i rozłączyłam, odstawiając telefon na blat. Nałożyłam jajecznicę na dwa już wcześniej przygotowane talerze i postawiłam je na białym, drewnianym stole, ,który stał na tarasie. Wróciłam jeszcze po dwa kubki z kawą. I w tej samej chwili do kuchni wszedł Hazz.
- Cześć słoneczko - cmoknął mnie w policzek.
- No hej - odpowiedziałam a on zabrał ode mnie gorące kubki - Jak się spało ? - zapytałam udając się na taras i rozkładając sztućce.
- Z Tobą zawsze cudownie - uśmiechnął się i usiał na jednym z krzesełek popijając kawę - Ooo przygotowałaś śniadanie - Jego oczy nagle zrobiły się jak pięciozłotówki, strasznie się cieszył.
- Tak, ale nie obyło się bez małej pomocy eksperta - przyznałam i usiadłam na przeciwko. Słońce powoli wstawało, promienie przedzierające się przez chmury tańczyły po twarzy Harrego, który był w samych bokserkach. A on po prostu zażerał się jajecznicą. Starałam się zapamiętać ten moment. Jednak nie dane mi było siedzieć sobie w spokoju. Nagle zrobiło mi się ciemno, przed oczami. Pobiegłam czym prędzej do łazienki, dzięki Bogu w całym mieszkaniu były dwie, jedna na dole zaraz obok kuchni i druga na górze połączona z sypialnią. 
Ledwo dobiegłam i znów to samo. Poczułam że mój żołądek jest już zupełnie pusty. Ewidentnie coś ze mną było nie tak. Zawroty głowy, poranne mdłości i do tego jeszcze ta chęć zestawiania różnych smaków.  Moje rozmyślania przerwało pukanie do drzwi toalety. 
- Mogę ? - zapytał wychylając się zza framugi, nie zdążyłam odpowiedzieć już był obok mnie - Jak się czujesz ?
- Kiepsko - przyznałam, on ukucnął na przeciwko mnie i przyłożył dłoń do mojego czoła.
- Nie masz temperatury - stwierdził i spojrzał na mnie badawczo - Najpierw w nocy, teraz na rano -   wyliczał - Jedziemy do lekarza - zarządził.
- W porządku - nie protestowałam. Było mi to na rękę, bo na prawdę czułam że coś jest nie tak.
 Nie czekając aż sama się podniosę, oplótł jedną ręką moją talię a drugą uniósł moje uda. Zaniósł mnie do salonu i ułożył na kanapę.

- Zaraz wracam - pobiegł na górę się ubrać. Tak bardzo się przejmował. Gotowy zbiegł na dół w przeciągu zaledwie kilku minut. Znów chciał mnie podnieść kiedy zaprotestowałam :
- Dojdę o własnych siłach - zdobyłam się na uśmiech.
-  Niech już będzie, ale podaj mi rękę - wyciągnął dłoń, wychodząc złapał kluczyki i komórkę.
Po drodze do kliniki, którą polecił sam wujek Simon, Harry dosłownie co 3 minuty pytał czy wszystko w porządku, zaczęło mnie to irytować.
- Wszy..
- Tak żyję i nie zamierzam wypluwać flaków - uprzedziłam go, kiedy już miał się pytać.
- Więc świetnie - posmutniał
- Ej.. Hazz -  dotknęłam jego policzek (mogłam sobie na to pozwolić bo akurat staliśmy na światłach) - nie martw się, jeśli coś będzie nie tak to dowiesz się pierwszy, zapewniam się - i uśmiechnęłam się resztkami sił.
- Dobrze - zatwierdził.
Do kliniki nie było daleko, około 20 minut drogi od naszej willi. Wokół budynku rozciągał się mały park, drzewa dawały trochę cienia, spacerującym tam staruszkom, a ławeczki były rozstawione na alejkach spacerowych. Hazz nie spuszczając mnie z oka załatwiał formalności na recepcji. Klinika wyglądała na prywatną, nie każdy wchodził tam tak sobie z "ulicy". Byłam pewna że zostałam oddana w najlepsze ręce. Na badania zawiozła mnie pielęgniarka wózkiem. Chciałam iść sama, ale Harry i ona uparli się jak na złość że będzie mi wygodniej. Oczywiście Harry dotrzymywał nam kroku, nie chciał mnie zostawić samej.
- Niestety dalej już Pan nie może iść - pielęgniarka zatrzymała Harrego przed gabinetem.

- Dam sobie radę - zapewniłam go - poczekaj tutaj - wskazałam na krzesło stojące pod ścianą.
Nic nie odpowiedział po prostu został tam. Przeszłam serię badań m.in. badanie krwi i USG. Po wszystkim wyszłam z gabinetu na własnych nogach. Ujrzałam Harrego, siedział z ukrytą twarzą w dłoniach, kiedy usłyszał kroki od razu się podniósł.
- Już ? - zapytał pochodząc do mnie.
- Tak , teraz musimy poczekać na wyniki - poinformowałam. 
Ze względu na długi czas oczekiwania, poszliśmy się przejść. Wyszliśmy przed budynek, trzymając się za ręce i podążyliśmy jedną z alejek. Harry zaproponował byśmy usiedli na ławce. Usiadłam mu na kolanach. Potrzebowałam chwili bliskości. 
- I co Ci tam robili ? - zapytał odgarniając moje włosy z ramienia.
- Wiesz takie tam rutynowe badania - nie chciałam opowiadać szczegółów.
- Yhym - nie wypytywał o więcej. Widział że nie byłam skora do rozmowy na ten temat - Kocham Cię wiesz ? - zapytał retorycznie, bawiąc się moimi włosami. Zakręcał sobie kosmyk wokół palca i odkręcał. Nie patrzył mi w oczy, był zbyt skupiony na wykonywanej czynności.
- Wiem - pogłaskałam go po włosach - Ja Ciebie też - zbliżyłam swoją twarz, zmuszając go do spojrzenia mi w oczy. Jego oczy zabłysły a nasze usta złączyły się w pocałunku.
Po 15 minutach wróciliśmy do środka. 
- Zapraszam za mną - poinstruowała pielęgniarka i zaprowadziła nas do pokoju - Zaraz przyjdzie lekarz - zapewniła. Pokoik był malutki, mieściła się tam tylko kozetka i biurko. Usiadłam na kozetce i zniecierpliwiona zaczęłam machać nogami w powietrzu. Harry zaśmiał się lekko.
- No co ? - zapytałam zdziwiona.
- Nic, nic tylko wyglądasz  tak słodko - uśmiechnął się a w policzkach miał te swoje urocze dołeczki, w odpowiedzi prychnęłam. Po chwili wszedł Pan doktor. 
- Witam - wymienił uścisk dłoni z każdym z nas i zasiadł za biurkiem - Panna Elizabeth zgadza się ?
- Tak - odparłam.
- No tak... - spojrzał na wyniki - więc z tego co widzę wynika że jest pani w ciąży - powiedział bez ogródek. A dla mnie świat się zatrzymał. Wszystko zaczęło składać się w jedną całość. Zmiany nastrojów, poranne mdłości, różne smaki. Byłam w szoku.
- Ale jak to w ciąży ? - ciszę przerwał Harry.
- Już leci 5 tydzień - zaśmiał się lekarz - Będzie Pan ojcem - uświadomił Harremu po chwili.
Nie dowierzając chwyciłam się za brzuch. Jak mogłam nie zauważyć ? No tak, okres spóźniał mi się o kilka dni, ale nie przypuszczałam że mogę być w ciąży. Harry rozpromieniał. 
- Oto zdjęcia waszej fasolki - wstał i podał mi zdjęcia USG - zostawię was samych - poklepał Hazzę po ramieniu i wyszedł. 
- W ciąży ? - powtórzyłam - Jestem w ciąży - nadal do mnie nie docierało , patrzyłam na zdjęcia naszego maleństwa. Harry zbliżył się tak że nasze czoła się stykały. Oplótł swoimi dłońmi moją talię. 
- A co Paul powie na to ? - nagle zalała mnie fala strachu.
- Przestań się przejmować - zapewnił Hazz i przeniósł dłoń na mój brzuch - Mogę ? - zapytał a ja w odpowiedzi skinęłam głową. Odsłonił moją białą bluzkę i  położył dłoń. 
- Witaj kochanie - miałam łzy w oczach, Harry spojrzał na mnie - Jestem Twoim tatą - uśmiechnęłam się. Pocałował mnie i poczułam że uśmiecha się przez pocałunek. Z kliniki wyszliśmy szczęśliwi. Przed wyjściem dostałam broszurki dla przyszłych mam i zapisałam się do tamtejszego ginekologa. Teraz zostało tylko powiadomić wszystkich.


niedziela, 8 lipca 2012

Rozdział 12 : Danielle

 Mam dla was rozdział dwunasty, po takiej przerwie. Nie będę się tłumaczyć, po prostu przepraszam. Chciałbym dobić do 15 rozdziału i na tym zakończyć tą historię. Ale nie martwcie się szykuje dla was inne opowiadanie, co wy na to ? Przecież Harry i Elizabeth nie są wieczni a czuję że nie idzie mi to i z rozdziału na rozdział są coraz gorsze wypociny więc wybaczcie. Pytania i zażalenia polecam zgłaszać w komentarzach i na ASK . Teraz nacieszcie się 12 : 
~*~
Podjeżdżając pod hotel czułam się niezręcznie. Za chwilkę miałam spotkać się z Dan. Nadal biłam się z myślami, ale musiałam zachować twarz pokerzysty. Miałam dziś wspierać Danielle, a nie ją więcej dołować. Tak więc postanowiłam nie mówić jej o rychłym ślubie. Miałam nadzieję że Liam oprzytomnieje. To nie tak że Alice była jakaś gorsza od Dan, ale miłość Dan i Li była wyjątkowa i można powiedzieć że każdy kto ich widział uważał że są sobie przeznaczeni. To tak jakbyśmy wszyscy wiedzieli że drugą połówką która idealnie pasuje do Liama jest piękna Danielle. To jest miłość do grobowej deski.
Wysiadając z pożyczonego od Harolda auta czułam zbyt duży natłok myśli. Oddałam kluczyki szoferowi i podążyłam do wejścia hotelu. Ujrzałam dziewczynę siedzącą w holu na jednym z czerwonych foteli. Wyglądała bardzo mizernie, włosy miała spięte w luźny kucyk, tusz, który pierwotnie miała na rzęsach, spływał po jej policzkach. Podeszłam i nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Co to rozstanie z nią zrobiło ?
- Cześć kochana - cmoknęłam ją w policzek, czując smak jej gorzkich łez.
- O hej - zabrzmiał jej załamany głos - wiesz wolałabym zostać w hotelu - poprosiła ,wreszcie spoglądając mi w oczy.
- Jasne - od razu się zgodziłam i dosiadłam się do niej. Jej oczy były smutne. Kiwnęłam w stronę kelnera, musiałam napić się czegoś mocniejszego. Nie dbałam o to że później raczej już nie usiądę za kółkiem.
- Co tam słychać u Ciebie i Harrego ? - nawet kiedy jej świat się zawalał pytała o mnie. Była świetną przyjaciółką, a ja nie wiedziałam jak jej mam pomóc. Najlepszym rozwiązaniem byłoby połączenie tej pary na nowo.
- W porządku, pogodziliśmy się - uśmiechnęłam się na wspomnienie o ciepłych ramionach Hazzy - ale to chyba teraz nie jest najważniejsze - wróciłam do rzeczywistości i siedzącej przede mną zapłakanej dziewczyny - Wiem że ciężko Ci będzie o tym mówić - zaczęłam delikatnie dotykając jej dłoni - ale proszę powiedz mi co się stało ? Jak do tego doszło ? - odgarnęłam niesforne kosmyki opadające na moją twarz do tyłu i usiadłam wygodniej, prezentując postawę gotową przyjąć wszystkie fakty.
- Nie mogę Ci odmówić - przetarła skrawkiem wymiętolonej chusteczki policzki - w końcu komuś muszę się wygadać - ucieszyłam się że będę jedną z pierwszych która usłyszy dlaczego Payne dopuścił się tak pochopnych decyzji.
- Słucham Cię uważnie - zachęciłam ją promiennie się uśmiechając.
- A więc zaczęło się kilka miesięcy temu, kiedy miałam próby do teleturnieju, od dawna znałam Arona, tancerza i przyjaźniliśmy się prawie od zawsze - nigdy nie poznałam Arona, jednak byłam ciekawa dalszego przebiegu akcji -  Liam wtedy zaczął częściej mieć wywiady, spotkania Meet&Greet, próby, koncerty, fanki, a co ja Ci tam będę mówiła ostatnim czasem sama to przechodziłaś - no proszę kolejny związek rozbity przez karierę pomyślałam - no i wiesz jak to jest Aron zaprosił mnie raz, drugi odmówiłam , jednak Li coraz częściej zaczął nie mieć dla mnie czasu więc rozumiałam, ale nie miałam ochoty siedzieć sama w domu i w końcu dałam się wyciągnąć. Liam dowiedział się o tej imprezie ponieważ następnego dnia byłam na okładkach brukowców gdzie Aron obejmował mnie ramieniem. I dalej możesz sobie wyobrazić. Coraz częstsze kłótnie o byle co. Nie umiałam z Nim dłużej rozmawiać, stał się chorobliwie zazdrosny. Pewnego dnia powiedział że uważa że to dalej nie ma sensu - załamał jej się głos, a ja ze ledwo się trzymałam, nie rozumiem jak Daddy mógł być taki oschły. Podniosłam się i przytuliłam przyjaciółkę jak najmocniej potrafiłam.
- Wszystko będzie dobrze kochanie - pocieszałam głaskając ją po puszystych włosach.
Potem upiłyśmy się , tzn Danielle troszkę przeholowała z drinkami, ale to chyba było takie odreagowanie tych wszystkich emocji jakie przechodziła. Pozwoliłam jej na utopienie smutków w alkoholu. Później jak na opiekuńczą przyjaciółkę odprowadziłam do apartamentu i poczekałam aż zaśnie. Około godziny 23.30 byłam już przed hotelem wyczekując taksówki, nie chciałam angażować Loczka. Siadając na tylnym siedzeniu chwyciłam za telefon. 6 nieodebranych Nathaniel, cholera praca zapomniałam... postanowiłam napisać krótką wiadomość : " Nate przepraszam, wiem późno już, jutro się odezwę, wyjaśnię, wybacz " ; następnie 23 nieodebrane od kogo? tamtararam  od Harrego Stylesa, widocznie troszczył się, wiem że to puste ale pomyślałam awww jakie to słodkie i oczywiście 4 wiadomości również od Niego. Kochany Hazz, zależało mu na mnie. Wybrałam numer do Niego:
- Eliza gdzie ty byłaś ? Wiesz jak się martwiłem ? - wykrzyknął do słuchawki z wyrzutem 
- Kochanie - powiedziałam najseksowniej jak potrafiłam, to zawsze działało - Byłam pocieszać naszą przyjaciółkę i już do Ciebie jadę, więc się szykuj - poleciłam Mu
-  Ależ oczywiście jestem gotowy, ale chyba nie rozmawiasz prowadząc ? - zapytał chociaż dobrze znał odpowiedź, zbyt dobrze mnie znał.
- Wypiłam troszkę i zamówiłam taksówkę - przyznałam i odruchowo zmrużyłam oczy, bałam się że mnie skrytykuje
- Grzeczna dziewczynka - ku mojemu zdziwieniu lekko się zaśmiał - Czekam na Ciebie skarbie - tak po prostu się rozłączył. Jasne przecież nie zależy mi żeby czekał aż ja się rozłączę, to takie dziecinne...
Odłożyłam komórkę do bocznej kieszeni torebki i oparłam głowę o szybę. Po 10 minutach byliśmy na miejscu, zapłaciłam kierowcy i wysiadłam na chodnik przed willą Harrego, nie zaraz wróć, i wysiadłam przed Naszą willą. W końcu Hazz powiedział że kupił ją specjalnie dla nas, nie wiem czy wspominałam już o tym. Więc chwyciłam za klucze które mi wręczył podczas uroczystej kolacji i najciszej jak umiałam otworzyłam drzwi. W korytarzu ściągnęłam pełne, czarne, zamszowe szpilki i na palcach podążyłam w stronę kuchni. Zapaliłam małą lampkę i nastawiłam wodę na herbatę. Oparłam się o blat i przymknęłam powieki analizując wszystko co się stało. Po chwili poczułam jak od tyłu oplatają mnie ciepłe ramiona Harrego. 
- Długo Cię nie było, tęskniłem - szepnął mi do ucha a mnie przeszedł dreszcz i za chwilkę poczułam zapach jego perfum, który tak dobrze znałam. Jego usta przebiegły po mojej szyi całując każdy centymetr. I nagle kiedy skończył całować moje wgłębienie przy obojczyku, obrócił mnie gwałtownie przodem do swojej twarzy. Tutaj nie potrzebne były słowa. Ja nie potrafiłam wyrazić co czuję, co myślę, potrzebowałam Jego i nic więcej. Potrzebowałam Jego ciepłych malinowych ust, potrzebowałam Jego silnych, ciepłych ramion które tak czule mnie tuliły, potrzebowałam Jego delikatnych, ale masywnych dłoni które tak pięknie komponowały się z moimi malutkimi. Zdecydowanie chciałam po prostu mieć Go przy sobie.
Byłam niższa od Niego więc chwycił moją brodę, podnosząc tak bym spojrzała w Jego hipnotyzujące zielone oczy, które były jak lekarstwo.
- Co jest mała ? - zapytał wciąż mocno ściskając mnie w talii 
- Po prostu Danielle była taka smutna , chciało mi się płakać na jej widok - opuściłam wzrok, bo moje paznokcie w kolorze zielonym nagle stały się takie ciekawe, zauważyłam wtedy że Hazz jest tylko w szarej za dużej koszulce na naramkach i czarnych bokserkach. Chyba się zniecierpliwił i usadził mnie na szafce i przysunął sobie biały taboret po drodze wyłączając czajnik z zagotowaną wodą. 
- Eli - zaczął i odruchowo spojrzałam na Niego spotykając się z Jego przepełnionym troską wzrokiem - Czy chcesz teraz o tym pogadać ? - zapytał gotowy na moje zwierzenia, ja jednak chyba Go zaskoczyłam 
- Nie - odpowiedziałam - Chciałabym się dzisiaj do Ciebie przytulić - to była banalna propozycja. Ale dla mnie tak ważna. On przyjął to ze śmiechem i humorem 
- Och... obawiam się że to będzie Panienkę kosztować. Sama Pani rozumie trzymać w ramionach samego Stylesa to marzenie wielu kobiet - uśmiechnęłam się
- A więc jaką cenę będę musiała ponieść ? - zapytałam przegryzając dolną wargę i głaszcząc Go po policzku 
- Hmm... jeszcze nie wiem - wstał odpychając do tyłu taboret - ale mamy całą noc, pomyślę nad tym - uśmiechnął się zawadiacko. Chwycił moją twarz w dłonie i swoim nosem potarł mój nos. Eskimoski pocałunek, przepełniony czułością. Zaraz potem obrót o 360 stopni. Porwał mnie z szafki i wciąż trzymając mnie, tak że moje nogi oplatały Jego biodra, zaniósł mnie do sypialni. Usadził na łóżku, a sam wgramolił się i opierając się plecami o ścianę rozłożył ramiona, a ja po prostu się w nie rzuciłam. Później położyłam głowę na Jego torsie i prawdopodobnie tak zasnęłam, więc nici z upojnej nocy, ale wiedziałam że Harry nie będzie miał mi tego za złe.

sobota, 2 czerwca 2012

Rozdział 11 : Zaręczyny

Oto i jedenastka. Wiecie spotkałam się ze sprzeciwem z waszej strony na temat zakończenia tego opowiadania. Przemyślę to. Jest was mało, martwi mnie to. Na prawdę APELUJĘ o komentarze !
I jeszcze jedno UWAGA każdy kto chciałby być informowany o nowych rozdziałach zobowiązany jest zostawić komentarz pod tym postem z jakimś namiarem ( gg, e-mail, twitter, facebook, wszystko jedno).
Zapraszam na jedenastkę :
~*~
Kiedy Harry wszedł do kuchni był zdezorientowany. Od razu podeszłam go przytulić. Sęk w tym że znałam Alice ze studiów, ale nigdy słowa nie zamieniłyśmy. Miałyśmy zupełnie różne poglądy. Szarmancki Hazz od razu się przedstawił. Ali odpowiedziała tym samym. Wiedziałam że oni raczej się nie polubią.
- A gdzie Danielle? Widziałaś ją gdzieś? - zwrócił się do mnie
- Nie wiem, nie widziałam jej - szczerze odpowiedziałam i spojrzałam pytająco na dziewczynę w kruczoczarnych włosach. Jedno spotkanie jej zagubionego wzroku na mojej drodze i wiedziałam wszystko.
- Hazz chodź na taras, musimy pogadać - spojrzałam głęboko w oczy chłopakowi, on od razu zrozumiał
- Jasne - chwycił mnie za rękę i ruszyliśmy. Kiedy upewniłam się że nikt nas nie usłyszy zaczęłam ostrożnie
- Kiedy widziałeś ostatnio Dan ? - zapytałam na początek 
- Hm... -dałam mu chwilę namysłu - nie pamiętam dokładnie, ale kilka dni temu się mijaliśmy na ulicy. Nie wyglądała wtedy najlepiej. A z Liamem chyba dwa tygodnie temu - wszystko było jasne. Pognałam w stronę salonu - Eli czekaj, czekaj! Wyjaśnij mi o co chodzi ! - nie zważając na krzyki Harrego zaczęłam rozglądać się za Liamem
- Liam ! - krzyknęłam gdy ten jak gdyby nigdy nic niósł miskę z sałatką na stół. Gwałtownie się zatrzymał słysząc mój wrzask
- O co chodzi ? - zdziwił się
- Gdzie jest Danielle ? - zapytałam stanowczo. Poczułam oddech Hazzy za mną.
- Em... - zająknął się - no... my zerwaliśmy 
- Co ?! -  Harry i ja oburzyliśmy się równocześnie
- Dlaczego nic mi nie powiedziałeś ? - zarzucił mu loczek 
- Byłeś zajęty Elizabeth...- więcej nie usłyszałam to mi wystarczyło, automatycznie wybrałam numer przyjaciółki i kierując się do małego pokoju, zamknęłam za sobą drzwi. Czułam że po drugiej stronie Dan bije się z myślami czy ma odebrać, modliłam się by wygrała strona "na tak". Po piątym sygnale usłyszałam w słuchawce zachrypnięty głosik:
- Halo ? - czułam, nawet jej nie widząc, że jest w złym stanie i potrzebuje mnie.
- Właśnie się dowiedziałam - zaczęłam, ale nagle przerwała mi w pół słowa
- Wszystko w porządku - zaprzeczyła, to nie było do niej podobne
- Jesteś w Londynie ? - zapytałam, wiedząc że ta rozmowa nie powinna się odbywać przez telefon.
- Tak, ale jutro wieczorem wyjeżdżam do rodziny - próbowała się wykręcić
- Co powiesz na kawę ? - to nie było pytanie to był nakaz
- Chyba nie mam wyboru - obie wiedziałyśmy co w trawie piszczy. Kochałam ją jak siostrę, przez to wszystko bardzo się zbliżyłyśmy, ale ostatnio kompletnie nie miałam czasu dla niej. 
- Do jutra, będę o 12 po Ciebie - potwierdziłam - trzymaj się Dan - powiedziałam czule
- Paa - kliknęłam rozłącz, zebrałam się w sobie. Jak ja miałam teraz siedzieć w jednym pokoju z Liamem i jego nową towarzyszką Alice. Po za tym szybko znalazł sobie zastępstwo za Danielle. Wróciłam do salonu, wszyscy siedzieli przy stole. Nikt się nie odzywał. Ja usiadłam obok Hazzy i opierając głowę o Jego ramię szepnęłam prawie niedosłyszalnie : "Kocham Cię". W odpowiedzi poczułam jak jego dłoń oplata moją i kładzie splecione na swoje udo. 
Nie chciałam by nas też spotkało coś takiego. Nigdy bym się nie spodziewała że Daddy zostawi słodką Dan. Oni byli parą idealną. Ja i Hazz mieliśmy rozstania i powroty, wiele kłótni. A oni zawsze zgodni, kochający siebie nawzajem. Zaczęłam zastanawiać się co musiała zrobić Alice żeby zniszczyć ten związek. 
- Chciałbym wam coś jeszcze powiedzieć - rzekł w końcu Liam, przerywając ciszę
- Słuchamy - odpowiedział Niall, zawsze poprawiający nawet krytyczną sytuację na pozytywną
- Ja i Alice jesteśmy zaręczeni - w jednej sekundzie myślałam że serce mi stanęło, wszystko wydawało się być spowolnione a mój mózg powtarzał wciąż te słowa : "jesteśmy zaręczeni". Oczy wyszły mi chyba z orbit. Widziałam przez łzy zamazaną, uśmiechającą się twarz Daddiego. Tak na prawdę nie wiedziałam jak mam zareagować, co odpowiedzieć. Hazz ścisnął mnie mocniej za rękę bo chyba bał się że ucieknę czym prędzej stamtąd.
- Gratki - pierwszy odezwał się Loui i podszedł uściskać Liama, za Nim oczywiście podniosła się Eleanor
- Tak gratulacje ! - krzyknął Niall z sztucznym i wymuszonym entuzjazmem, od razu to wyczułam.
- Chyba wypadałoby pogratulować- szepnął Hazz
- Tak jasne - wstałam i ściągając bluzkę w dół ruszyłam za chłopakiem
- Gratuluje ! - Harry przytulił Liama a ja wpatrując się w Alice uśmiechnęłam się na siłę. Kiedy loczek podszedł do Alice przyszła moja pora. Uściskałam Liama i tyle, nie mogłam słowa wykrztusić. W stronę Alice skinęłam tylko głową i wróciłam na swoje miejsce, mało co nie wpadając na Zayna w drodze powrotnej.
Jak na dziś to była wystarczająca ilość NIESPODZIANEK. Obiad zjedliśmy w milczeniu. Wymienialiśmy tylko wymowne spojrzenia znad talerzy. Późnej Daddy zaproponował żebyśmy zostali na wieczór, ale ja wyraźnie byłam przeciwna. Moją wymówką miał być ból głowy, w sumie to nawet nie była wymówka tylko szczera prawda. Nalegałam by mój chłopak został razem z imprezowiczami, ale on uparł się że mnie nie zostawi, tak więc pożegnaliśmy się ze wszystkimi i wsiedliśmy do auta. Gdy tylko opuściliśmy podjazd Harry zapytał :
- Rozmawiałaś z Danielle ? 
- Tak, jutro się z nią spotkam, jeśli nie masz nic przeciwko - zaproponowałam
- Jasne , powinnaś z nią pogadać - był wyrozumiały, z resztą bardzo lubił Dan - Kto by się tego spodziewał ? - zapytał retorycznie 
- Na pewno nie ja - oparłam głowę o szybę 
- Hej.. wszystko ok ? - troszczył się o mnie, spojrzałam w jego zielone tęczówki 
- Chyba tak - głos mi się załamał i wtuliłam się w jego otwarte i przygotowane ramię. Nie mogłam przeszkadzać mu w prowadzeniu 
- Pogadamy w domu ? - spytał, na potwierdzenie pokiwałam głową. A on ucałował mnie we włosy i oplatając mnie ramieniem,drugą ręką trzymał kierownicę.
Nie wiedziałam czy powinnam powiedzieć przyjaciółce o "dobrej" nowinie. W końcu sama nie mogłam się z tym pogodzić a dla niej to byłby cios poniżej pasa. Ale musiałam ją pocieszyć, porozmawiać, bałam się że ona się załamie. Nie chciałam tego dla niej.

niedziela, 27 maja 2012

Rozdział 10 : Obiad (oczami Harrego)

Po pierwsze : Przepraszam was za tak długą przerwę. Ale już wróciłam i obiecuję regularnie dodawać następne rozdziały ( co tydzień).
Po drugie : Mało jest was i praktycznie jest zero komentarzy co mnie smuci. Obserwatorów wiele a komentujących zero. Co mnie wcale nie motywuje. Odnoszę wrażenie że nie mam dla kogo pisać.
Po trzecie : Myślę o skończeniu tego opowiadania.
Po czwarte : Zapraszam na ASK jeśli macie jakieś nurtujące was pytania
Po piąte : Dodawajcie się proszę do obserwatorów.
Zapraszam na rozdział dziesiąty : 
~*~
Patrzyłem całą noc jak niespokojnie śpi. Każdy jej oddech, każdy ruch był naładowany dawką żalu, bólu i smutku. Ewidentnie miała koszmary. Modliłem się tylko by te sny nie były związane z ostatnimi wydarzeniami. Nie wiem co wtedy we mnie wstąpiło. Po prostu chciałem ją jak najdłużej zatrzymać przy sobie. Elizabeth nie była osobą którą można było ustawiać według swoich potrzeb. Owszem uległa była, ale kiedy się na coś uparła nikt ani nic nie zmieniło jej decyzji. Poniosło mnie. Nawet nie zdążyłem jej pożegnać. Wszystko przez złość i bezsilność która wtedy kierowała mną.
Dziś jednak wszystko chciałem naprawić. Miałem nadzieję że zostanie na parę dni w Londynie. Moglibyśmy te kilka dni spędzić razem, mieliśmy przerwę, a następny koncert miał być dopiero za 10 dni. Tej nocy nie zmrużyłem oka. Pomalutku wyślizgując się z objęć ciemnowłosej Elizy udałem się po schodach na parter do kuchni. Otworzyłem lodówkę i chwyciłem za karton mleka, lejąc sobie całą szklankę. Rozmarzyłem się myśląc jakby to było codziennie budzić się przy boku mojej dziewczyny , może kiedyś żony i gromadki dzieci. Po czym  przekląłem w myślach. To było nie możliwe, byłem zobowiązany kontraktem na najbliższe trzy lata. Kochałem One Direction, to była część mnie. Jednak kiedy poznałem Eli w tym sklepie, coś drgnęło we mnie. Teraz moje serce jest podzielone i nie zawsze można iść na kompromis. Trzeba wybierać, albo jedno, albo drugie. W głębi duszy wiem że ostatecznie wybrałbym miłość, jednak muszę z czegoś żyć i nie zostawię fanów oraz przyjaciół.
Nie usłyszałem kiedy nagle w progu stanęła zaspana piękność, przecierając oczy rzekła ospale:
- Co robisz ? - wyglądała tak ponętnie w tej za dużej koszulce z napisem "I love UK"
- Nie mogłem spać - odpowiedziałem kierując się w jej stronę - ale już wracam - stanąłem na przeciwko niej
- Brakowało mi Ciebie - powiedziała przytulając się do mnie, oparłem lekko brodę na jej głowie, była ode mnie znacznie niższa, nie spodziewałem się po tym wszystkim takiego wyznania z jej strony, pocałowałem ją w czoło
- Mi Ciebie też i nawet nie wiesz jak bardzo - spoglądając w jej oczy widziałem jak biła się z myślami, jednak nie chciałem jej teraz o to wypytywać - chodź na górę - powiedziałem chwytając jej drobną dłoń.
Ułożyła się na łóżku, odwracając się do mnie plecami, po chwili jednak podniosła głowę i spoglądając na mnie powiedziała :
- Przepraszam Cię, ale wygodniej jest mi w tej pozycji - zawsze przepraszała za głupoty, ale zawsze to było szczere
- W porządku - odpowiedziałem uśmiechając się. Przybliżyłem się oplatając ją w pasie i wtulając twarz w jej włosy które pachniały brzoskwiniowo. Praktycznie po niecałych pięciu minutach padłem. Jej bliskość sprawiała że czułem się błogo. Czułem się jak we śnie. Rzeczywistość jednak nie dawała o sobie zapomnieć. Czas spędzony razem z nią upływał zbyt szybko, godziny wydawały się być sekundami. Każda chwila z nią była na miarę złota.
Obudziłem się dopiero nazajutrz rano, kiedy ona już dawno na nogach krzątała się w pokoju,szukając czegoś po szufladach. Przetarłem oczy i uniosłem się na łokciach
- O cześć, nie widziałeś może mojej kosmetyczki ? - zapytała odwracając pytająco wzrok w moją stronę
- Jest na parterze na szafce kuchennej obok mikrofali - sprecyzowałem, podbiegła do mnie i cmoknęła mnie w policzek
- Jesteś cudowny, dziękuję - zaczerwieniłem się
- Nie ma za co - odparłem, ale ona już dawno wybiegła z pokoju. Nie chciałem, ale musiałem wygrzebać się z łóżka. Ospale schodząc na dół krzyknąłem :
- A gdzie Ty się tak szykujesz ? - usłyszałem krzyk dobiegający z kuchni
- Liam nas zaprosił na obiad bo chce nam coś ważnego przekazać, a ja przecież muszę jakoś wyglądać - wchodząc przez drzwi ujrzałem ją klęczącą przed malutkim lusterkiem z maskarą w ręce
- Daddy ? Kiedy dzwonił ? - zdziwiłem się, ostatnio jakoś dziwnie się zachowywał, myślałem że po prostu przechodzi kryzys z Danielle, ale nie wspominał o wyprawianiu jakiś uroczystych obiadów, czyżby się zaręczyli ?
- Jak spałeś, jakąś godzinkę temu. Na miejscu mamy być o 13.30 - uśmiechnęła się promiennie chowając wszystkie jej duperelki do kosmetyczki. Spojrzałem na zegarek. Wyświetlacz wskazywał 12.30
- O cholera ! - krzyknąłem i pobiegłem w stronę łazienki - Czemu mnie nie obudziłaś wcześniej ? - zapytałem retorycznie
- Nie miałam sumienia Cię budzić - odparła chichocząc.
Po dwudziestu minutach gotowy usiadłem przy stole. A Eli stojąc przy blacie stołu przygotowywała kawę. Patrząc jak wlewa trzęsąca się ręką wrzątek do niebieskiego kubka przeszły mnie dreszcze. Bałem się o nią, ale postanowiłem nie panikować. Przecież w końcu nie mogłem przesadzać. 
- Proszę twoja kawa - położyła przede mną kubek i usiadła na przeciwko. 
- Dziękuję - opowiedziałem wpatrując się dłonie - To na ile masz zamiar zostać ? - zapytałem w końcu unosząc wzrok
- Nie wiem , myślałam o tym żeby zostać jeszcze parę dni jeśli nie masz nic przeciwko - odpowiedziała niepewnie
- To świetnie - uniosłem głos - Mam 10 dni wolnego, co byś powiedziała na wyjazd ? - zaproponowałem 
- Wyjazd ? - spytała nie dowierzając - Ale gdzie ? 
- Hm... myślałem o Australii, albo może Kolumbia ? - byłem pewny sprzeciwu z jej strony w końcu przecież dopiero co się pogodziliśmy 
- Dobrze, zgoda - uśmiechnęła się na potwierdzenie a ja poderwałem się z miejsca 
- W takim razie biegnę zabukować bilety - byłem tak podekscytowany że chciałem skakać ze szczęścia.
- Harry! Czekaj ! - dobiegł mnie krzyk gdy byłem już na schodach, cofnąłem się ostrożnie otwierając białe kuchenne drzwi wszedłem do środka
- O co chodzi ? - zapytałem 
- Za 20 minut mamy być u Daddy.... - zrezygnowana, ale zawsze punktualna- musimy się zbierać
- Ok to chodź - wyciągnąłem rękę ku niej - później zabukuję te bilety - objąłem ją ramieniem i ruszyliśmy do auta.
 Droga upłynęła w milczeniu. Na podjazd wielkiej willi tymczasowo należącej do One Direction wjechaliśmy równo o czasie. Liam zza firanki wypatrywał już nas. Gdy podszedłem żeby otworzyć drzwi przed Eli, zbulwersowany Liam wyszedł z domu i darł się dlaczego tak długo.
- Cześć Li - podeszła do Niego Eliza i cmoknęła go w policzek. Gdyby Liam nie był moim najlepszym przyjacielem byłbym zazdrosny o tego buziaka. Daddy nie mógł wykrztusić słowa i po prostu przepuścił Eli. Zachichotałem. 
- Siema Daddy - klepnąłem przyjaciela po ramieniu wciąż nie mogąc powstrzymać śmiechu
- Cześć - wydukał w końcu
Ściągnąłem buty w holu i ruszyłem w stronę salonu. Znałem to miejsce, mieszkaliśmy tutaj już kiedyś. Jednak często zmienialiśmy adres by fanki nie stały godzinami przed domem. Gdy przeszedłem próg moim oczom ukazała się trójka pozostałych członków zespołu, przywitałem się,  ale nigdzie nie mogłem wypatrzyć Danielle. Ruszyłem do kuchni. Eliza już tam była. Zza drzwi słychać było dialog dwóch kobiet, jedną rozpoznałem,jako Elizę a druga to nie była ani Dan ani Eleanor. Pchnąłem drzwi. Moim oczom ukazała się drobna, krótko włosa dziewczyna. El stała obok niej. Nigdy wcześniej nie widziałem jej u nas. 
- Cześć - przywitałem się grzecznie. Gdy tylko dałem znać o mojej obecności, Eli podeszła do mnie wtulając się - Jestem Harry - przedstawiłem się.
- Hej - jej głos był wysoki - Jestem Alice - uśmiechnęła się.