niedziela, 27 maja 2012

Rozdział 10 : Obiad (oczami Harrego)

Po pierwsze : Przepraszam was za tak długą przerwę. Ale już wróciłam i obiecuję regularnie dodawać następne rozdziały ( co tydzień).
Po drugie : Mało jest was i praktycznie jest zero komentarzy co mnie smuci. Obserwatorów wiele a komentujących zero. Co mnie wcale nie motywuje. Odnoszę wrażenie że nie mam dla kogo pisać.
Po trzecie : Myślę o skończeniu tego opowiadania.
Po czwarte : Zapraszam na ASK jeśli macie jakieś nurtujące was pytania
Po piąte : Dodawajcie się proszę do obserwatorów.
Zapraszam na rozdział dziesiąty : 
~*~
Patrzyłem całą noc jak niespokojnie śpi. Każdy jej oddech, każdy ruch był naładowany dawką żalu, bólu i smutku. Ewidentnie miała koszmary. Modliłem się tylko by te sny nie były związane z ostatnimi wydarzeniami. Nie wiem co wtedy we mnie wstąpiło. Po prostu chciałem ją jak najdłużej zatrzymać przy sobie. Elizabeth nie była osobą którą można było ustawiać według swoich potrzeb. Owszem uległa była, ale kiedy się na coś uparła nikt ani nic nie zmieniło jej decyzji. Poniosło mnie. Nawet nie zdążyłem jej pożegnać. Wszystko przez złość i bezsilność która wtedy kierowała mną.
Dziś jednak wszystko chciałem naprawić. Miałem nadzieję że zostanie na parę dni w Londynie. Moglibyśmy te kilka dni spędzić razem, mieliśmy przerwę, a następny koncert miał być dopiero za 10 dni. Tej nocy nie zmrużyłem oka. Pomalutku wyślizgując się z objęć ciemnowłosej Elizy udałem się po schodach na parter do kuchni. Otworzyłem lodówkę i chwyciłem za karton mleka, lejąc sobie całą szklankę. Rozmarzyłem się myśląc jakby to było codziennie budzić się przy boku mojej dziewczyny , może kiedyś żony i gromadki dzieci. Po czym  przekląłem w myślach. To było nie możliwe, byłem zobowiązany kontraktem na najbliższe trzy lata. Kochałem One Direction, to była część mnie. Jednak kiedy poznałem Eli w tym sklepie, coś drgnęło we mnie. Teraz moje serce jest podzielone i nie zawsze można iść na kompromis. Trzeba wybierać, albo jedno, albo drugie. W głębi duszy wiem że ostatecznie wybrałbym miłość, jednak muszę z czegoś żyć i nie zostawię fanów oraz przyjaciół.
Nie usłyszałem kiedy nagle w progu stanęła zaspana piękność, przecierając oczy rzekła ospale:
- Co robisz ? - wyglądała tak ponętnie w tej za dużej koszulce z napisem "I love UK"
- Nie mogłem spać - odpowiedziałem kierując się w jej stronę - ale już wracam - stanąłem na przeciwko niej
- Brakowało mi Ciebie - powiedziała przytulając się do mnie, oparłem lekko brodę na jej głowie, była ode mnie znacznie niższa, nie spodziewałem się po tym wszystkim takiego wyznania z jej strony, pocałowałem ją w czoło
- Mi Ciebie też i nawet nie wiesz jak bardzo - spoglądając w jej oczy widziałem jak biła się z myślami, jednak nie chciałem jej teraz o to wypytywać - chodź na górę - powiedziałem chwytając jej drobną dłoń.
Ułożyła się na łóżku, odwracając się do mnie plecami, po chwili jednak podniosła głowę i spoglądając na mnie powiedziała :
- Przepraszam Cię, ale wygodniej jest mi w tej pozycji - zawsze przepraszała za głupoty, ale zawsze to było szczere
- W porządku - odpowiedziałem uśmiechając się. Przybliżyłem się oplatając ją w pasie i wtulając twarz w jej włosy które pachniały brzoskwiniowo. Praktycznie po niecałych pięciu minutach padłem. Jej bliskość sprawiała że czułem się błogo. Czułem się jak we śnie. Rzeczywistość jednak nie dawała o sobie zapomnieć. Czas spędzony razem z nią upływał zbyt szybko, godziny wydawały się być sekundami. Każda chwila z nią była na miarę złota.
Obudziłem się dopiero nazajutrz rano, kiedy ona już dawno na nogach krzątała się w pokoju,szukając czegoś po szufladach. Przetarłem oczy i uniosłem się na łokciach
- O cześć, nie widziałeś może mojej kosmetyczki ? - zapytała odwracając pytająco wzrok w moją stronę
- Jest na parterze na szafce kuchennej obok mikrofali - sprecyzowałem, podbiegła do mnie i cmoknęła mnie w policzek
- Jesteś cudowny, dziękuję - zaczerwieniłem się
- Nie ma za co - odparłem, ale ona już dawno wybiegła z pokoju. Nie chciałem, ale musiałem wygrzebać się z łóżka. Ospale schodząc na dół krzyknąłem :
- A gdzie Ty się tak szykujesz ? - usłyszałem krzyk dobiegający z kuchni
- Liam nas zaprosił na obiad bo chce nam coś ważnego przekazać, a ja przecież muszę jakoś wyglądać - wchodząc przez drzwi ujrzałem ją klęczącą przed malutkim lusterkiem z maskarą w ręce
- Daddy ? Kiedy dzwonił ? - zdziwiłem się, ostatnio jakoś dziwnie się zachowywał, myślałem że po prostu przechodzi kryzys z Danielle, ale nie wspominał o wyprawianiu jakiś uroczystych obiadów, czyżby się zaręczyli ?
- Jak spałeś, jakąś godzinkę temu. Na miejscu mamy być o 13.30 - uśmiechnęła się promiennie chowając wszystkie jej duperelki do kosmetyczki. Spojrzałem na zegarek. Wyświetlacz wskazywał 12.30
- O cholera ! - krzyknąłem i pobiegłem w stronę łazienki - Czemu mnie nie obudziłaś wcześniej ? - zapytałem retorycznie
- Nie miałam sumienia Cię budzić - odparła chichocząc.
Po dwudziestu minutach gotowy usiadłem przy stole. A Eli stojąc przy blacie stołu przygotowywała kawę. Patrząc jak wlewa trzęsąca się ręką wrzątek do niebieskiego kubka przeszły mnie dreszcze. Bałem się o nią, ale postanowiłem nie panikować. Przecież w końcu nie mogłem przesadzać. 
- Proszę twoja kawa - położyła przede mną kubek i usiadła na przeciwko. 
- Dziękuję - opowiedziałem wpatrując się dłonie - To na ile masz zamiar zostać ? - zapytałem w końcu unosząc wzrok
- Nie wiem , myślałam o tym żeby zostać jeszcze parę dni jeśli nie masz nic przeciwko - odpowiedziała niepewnie
- To świetnie - uniosłem głos - Mam 10 dni wolnego, co byś powiedziała na wyjazd ? - zaproponowałem 
- Wyjazd ? - spytała nie dowierzając - Ale gdzie ? 
- Hm... myślałem o Australii, albo może Kolumbia ? - byłem pewny sprzeciwu z jej strony w końcu przecież dopiero co się pogodziliśmy 
- Dobrze, zgoda - uśmiechnęła się na potwierdzenie a ja poderwałem się z miejsca 
- W takim razie biegnę zabukować bilety - byłem tak podekscytowany że chciałem skakać ze szczęścia.
- Harry! Czekaj ! - dobiegł mnie krzyk gdy byłem już na schodach, cofnąłem się ostrożnie otwierając białe kuchenne drzwi wszedłem do środka
- O co chodzi ? - zapytałem 
- Za 20 minut mamy być u Daddy.... - zrezygnowana, ale zawsze punktualna- musimy się zbierać
- Ok to chodź - wyciągnąłem rękę ku niej - później zabukuję te bilety - objąłem ją ramieniem i ruszyliśmy do auta.
 Droga upłynęła w milczeniu. Na podjazd wielkiej willi tymczasowo należącej do One Direction wjechaliśmy równo o czasie. Liam zza firanki wypatrywał już nas. Gdy podszedłem żeby otworzyć drzwi przed Eli, zbulwersowany Liam wyszedł z domu i darł się dlaczego tak długo.
- Cześć Li - podeszła do Niego Eliza i cmoknęła go w policzek. Gdyby Liam nie był moim najlepszym przyjacielem byłbym zazdrosny o tego buziaka. Daddy nie mógł wykrztusić słowa i po prostu przepuścił Eli. Zachichotałem. 
- Siema Daddy - klepnąłem przyjaciela po ramieniu wciąż nie mogąc powstrzymać śmiechu
- Cześć - wydukał w końcu
Ściągnąłem buty w holu i ruszyłem w stronę salonu. Znałem to miejsce, mieszkaliśmy tutaj już kiedyś. Jednak często zmienialiśmy adres by fanki nie stały godzinami przed domem. Gdy przeszedłem próg moim oczom ukazała się trójka pozostałych członków zespołu, przywitałem się,  ale nigdzie nie mogłem wypatrzyć Danielle. Ruszyłem do kuchni. Eliza już tam była. Zza drzwi słychać było dialog dwóch kobiet, jedną rozpoznałem,jako Elizę a druga to nie była ani Dan ani Eleanor. Pchnąłem drzwi. Moim oczom ukazała się drobna, krótko włosa dziewczyna. El stała obok niej. Nigdy wcześniej nie widziałem jej u nas. 
- Cześć - przywitałem się grzecznie. Gdy tylko dałem znać o mojej obecności, Eli podeszła do mnie wtulając się - Jestem Harry - przedstawiłem się.
- Hej - jej głos był wysoki - Jestem Alice - uśmiechnęła się.

2 komentarze:

  1. Powiedz, co ja zrobię bez Twojego opowiadania?
    Będę siedzieć i ryczeć, więc nie kończ!
    Odnosisz wrażenie, że nie masz dla kogo pisać!? A ja się nie liczę? (FOCH)
    Co do rozdziału - normalnie ubóstwiam cię za tę końcówkę! Alice się pojawiła! Och, normalnie skaczę z radości! Ciekawe dlaczego gości u Liam'a, w dod. sam na sam.
    Aż się uśmiechałam, czytając, że Harry kocha Elizabeth, niech sobie żyją długo i szczęśliwie, a ty nie waż się tego psuć! Jasne?
    W takim razie czekam na kolejny rozdział.

    OdpowiedzUsuń
  2. co ? koniec ? :o a co do rozdziału to naprawdę swietny jak cały blog :)

    OdpowiedzUsuń